Ciężka przeprawa po meczu Feyenoordu Rotterdam

Piłkarze Feyenoordu Rotterdam przeżyli w niedzielę bardzo ciężkie spotkanie. Nie chodzi tu jednak o mecz z Ajaxem, a o to co wydarzyło się później.

Smutny powrót

Feyenoord w niedzielnym meczu z Ajaxem Amsterdam doznał bolesnej porażki, przegrywając 4 do 0. Zejście z murawy nie oznaczało jednak dla piłkarzy końca emocji. Wręcz przeciwnie, te dopiero miały nadejść, a ich intensywność była zapewne nawet większa niż podczas finału ligi mistrzów. Czemu? Na piłkarzy czekali bowiem rozwścieczeni kibice.

Trudny powrót do domu

Całe wydarzenie miało miejsce, gdy zespół wrócił do kompleksu szkoleniowego 1908. Okazało się, iż na zawodników czekają tam setki kibiców. Ludzie ci nieprzywykli jednak do takiej gry swojej drużyny, nie śpiewali radośnie „Feyenoord nic się nie stało”. Wręcz przeciwnie. Już od jakiegoś czasu problemy na boisku spowodowały, że w mediach społecznościowych, na stronach związanych z klubem dosłownie wrzało. Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta, a decyzje trenera, Jaap Stam’a tylko zaogniały atmosferę. W efekcie coraz więcej ludzi proponowało, by kibice rozmówili się z zespołem. Brakowało jednak impulsu. Ten pojawił się zaś właśnie po przegranej z Ajaxem.

 

Lincz

Przyjeżdżający na teren ośrodka zawodnicy mogli obawiać się najgorszego. Tłumy kibiców, race, odpalane fajerwerki i skandowane hasła, które najdelikatniej można nazwać dość niecenzuralnymi. W ten cały kocioł musiał zaś wjechać autobus. Gdy maszyna zbliżyła się do tłumu, w ruch poszły pomidory puste butelki czy puszki po piwie. Kibice rzucali celnie, na szczęście ludziom nie brakowało rozsądku i wszystkie lecące w stronę autobusu przedmioty nie były w stanie uszkodzić maszyny czy zranić zawodników będących w środku.

Oprócz autobusu kibice zainteresowali się również ochraniającym wszystko patrolem policji. Gdy autobus zbliżał się do kompleksu, cześć zebranych wykorzystała policyjną furgonetkę jako punkt widokowy i po wspięciu się na jej dach, zaczęła lżyć swoją drużynę. Funkcjonariusze, nie chcą zaogniać i tak już napiętej atmosfery, postanowili sposobem pozbyć się kibiców. Odpalili silnik, włączyli najgłośniej jak się da syrenę i powoli ruszyli. Ludzie na dachu ogłuszeni głośnym dźwiękiem i przerażeni tym, że radiowóz zaczyna gdzieś jechać, sami poprosili, by policjanci się zatrzymali, by można było bezpiecznie zejść z dachu.


Odwaga

W tym samym czasie wśród drużyny znalazło się kilku odważnych zawodników. Wiedzeni powinnością, honorem, wiarą w swoich kibiców lub brakiem instynktu samozachowawczego wyszli do tłumu. Piłkarze pod nadzorem policji zaczęli rozmawiać z zebraną, wściekłą grupą. Okazało się, że zawodnikom udało się dość szybko znaleźć wspólny język z fanami. Piłkarze mówili, że są również rozczarowani swoją grą. Wypowiedzi te nie były precyzyjne, ale kibice szybko doszukali się w nich, że piłkarze nie chcą jawnie krytykować swojego trenera. Czy to była zaś prawda, czy tylko myślenie życzeniowe ludzi wpisujących się pod #StamOut, to już trudno powiedzieć. Wiadomo jednak, że pomimo początkowo gorącej atmosfery skończyło się tylko na inwektywach.