Chaos w Utrechcie skutkiem ubocznym decyzji premiera

Kilka dni temu Mark Rutte podjął szereg decyzji dotyczących obostrzeń koronowych. Nowe wytyczne mają powstrzymać rozwój choroby. Wśród wielu nowych przepisów znalazły się też te mówiące o zamykaniu pubów i barów o godzinie 22. To właśnie one spowodowały poważne skutki uboczne, które doskonale widać było w Utrechcie.

Weekendowa świętość

Wyjście w weekend ze znajomymi na piwo to wśród wielu mieszkańców Niderlandów pewna świętość. Piątkowe czy sobotnie wyjście na drinka z grupą znajomych pozwala, po całym tygodniu ciężkiej pracy, na chwilę relaksu, rozrywki, zapomnienia.

Niestety w ostatnich dniach pojawił się dość duży problem. Rząd zdecydował się, iż wszystkie lokale gastronomiczne zostaną zamknięte o dwudziestej drugiej. Dochodzi więc do sytuacji, w której, zanim człowiek porządnie rozsiądzie się na kanapie w knajpce, obsługa już prosi go, aby opuścił lokal. Ledwo zdąży się zamówić piwo, nie mówiąc już o wypiciu 2-3 kolejnych.

Wszystko to prowadzi do sytuacji, gdy setki ludzi o godzinie 22 opuszczają lokale wbrew swojej woli. Zdecydowana część z nich nie chce tak kończyć wieczoru i zastanawia się co zrobić dalej.

 

Chaos w Utrechcie

Doskonale tę sytuację było widać w miniony weekend w Utrechcie. Do centrum miasta policja i BOA musiały wysłać dziesiątki patroli na koniach, rowerach i w radiowozach. Wszystko dlatego, iż przy Ganzenmarkt czy Potterstraat zapanował po prostu chaos i żadne miary koronowe nie były respektowane.

 

Supermarkety

Co się stało? Ludzie chcieli nadal spędzać czas razem, ale zamknięto im lokale. Co więc postanowili zrobić? Iść tam, gdzie nadal jest otwarte. Owo „tam” oznaczało w Utrechcie sklepy Boon's Markt i Albert Heijn. Supermarkety, krótko po 22 zalało morze klientów. Obsługa próbowała zrobić wszystko, by goście zachowali odległość półtora metra, ale było to jak walka z wiatrakami. Ludzi było zbyt dużo, a wchodzenie w polemikę często z lekko podchmieloną młodzieżą mogło, by tylko doprowadzić do niekontrolowanego wybuchu przemocy.

 

Na kłódkę

W końcu właściciel Boon's Markt decyduje się zamknąć swój lokal, ponieważ nie panuje już nad sytuacją w sklepie. Zagrożenie po prostu jest zbyt duże. Nie chodzi tu bynajmniej o to, iż klienci wyniosą coś z lokalu bez płacenia. Tu wszystko odbywa się wręcz wzorcowo. Problemem jest bezpieczeństwo epidemiologiczne klientów i personelu. Przy takim tłoku kierownik nie może go zapewnić. Po półgodzinnym oblężeniu zamyka sklep i zapowiada, że w przyszły weekend zamknie go równo z barami, o 22.

W efekcie cały tłum skupił się na AH. Obsługa sklepu i przybyłe w rejon służby starały się upominać klientów, prosząc o utrzymanie 1,5-metrowej odległości. Co jakiś czas też udawało się zatrzymać nastolatków, którzy korzystając z zamieszania, chcieli kupić sobie piwo pomimo zbyt młodego wieku.

Policja w rejonach sklepów nie aresztowała nikogo za łamanie obostrzeń koronowych. Nikt również nie otrzymał grzywny za nieprzestrzeganie bezpiecznej odległości. Służby jednak wskazują, iż jeśli sytuacja będzie się powtarzać, przestaną być tak liberalni.