Polacy ukradli wszystko, nawet papier toaletowy

W Holandii znów głośno o Polakach i znów niestety przez ekscesy z prawem. Czy kolejny raz wybryki pojedynczych jednostek będą rzutować na obraz całej polskiej emigracji?


Dodatkowy dochód.

W Holandii brakuje mieszkań dla pracowników z Polski. Dlatego też wielu, co bardziej przedsiębiorczych mieszkańców Niderlandów, decyduje się na wynajem jednego, dwóch pokoi w swoich domach dla pracowników przyjeżdżających za pracą do pobliskich firm.

Na taki plan wpadł również 33-letni mieszkaniec Bredy, posiadający dom na Oostmallestraat. Postanowił on wynająć trzy z czterech dostępnych pokoi za pośrednictwem strony internetowej z rezerwacjami online. Na ogłoszenie odpowiedziała para młodych ludzi, którzy wedle właściciela byli najprawdopodobniej Polakami, postanowili oni wynająć pokój na dwa dni. Po tym czasie goście stwierdzili, że podoba im się u właściciela tak bardzo, że chcieliby tu zostać jeden dzień dłużej. Uradowany właściciel, nie mając w tym czasie innych rezerwacji, zgodził się bez namysłu.

Przykry powrót do domu

Gdy jeszcze tego samego dnia wieczorem mężczyzna wrócił do swojego domu, zastał go pustym. Nie było dwójki młodych ludzi, ale co gorsza, z mieszkania zniknęły też różne sprzęty. Gospodarz stracił nie tylko rower, deskę surfingową typu wakeboar, czy kurtkę motocyklową, ale też takie drobiazgi jak pilot do sterowania oświetleniem, czy… papier toaletowy.

Zaniepokojony tym, co zastał, poszedł sprawdzić pokój swoich gości z Europy Środkowo-Wschodniej. On również był całkowicie wyczyszczony, nic nie wskazywało na to, że para wyszła na chwilę i zamierza zaraz wrócić. Najgorsze podejrzenia potwierdził zainstalowany przed domem monitoring, na którym wyraźnie widać, iż para zanosi „pożyczone” fanty do Passata z polskimi tablicami rejestracyjnymi, a później odjeżdża w nieznanym kierunku.

Dwójka lokatorów wyniosła z mieszkania praktycznie wszystko, co miało jakąś wartość i nie było przykręcone na stałe do ścian i podłogi.

Holender zachował klasę do końca.

Pomimo tych wydarzeń, 33-letni gospodarz trzyma fason. Opisuje swoją historię na jednym z portali społecznościowych. Pisze tam, iż wynajął mieszkanie miłej parze, a ludzie ci pożyczyli od niego kilka sprzętów, a potem nagle wyjechali bez pożegnania. Dlatego też bardzo prosi wszystkich o ewentualne informacje, gdzie się znajdują, ponieważ chce się z nimi spotkać, skontaktować i porozmawiać, by dowiedzieć się, czy wszystko jest w porządku? Dlaczego tak nagle musieli wyjechać? Czy pożyczony sprzęt się przydał oraz kiedy może liczyć na jego zwrot.

Brak ostrożności

Właściciel domu przyznaje, że cały incydent to również po części jego wina. O parze wie tylko tyle, że mężczyzna ma na imię Sebastian. Nie zrobił zdjęć ani skanów ich dokumentów, nie zamykał w domu pomieszczeń, do których lokatorzy nie powinni mieć dostępu. Jak sam mówi, to była doskonała lekcja na przyszłość. Teraz będzie bardziej uważał. A co do „pożyczonych” rzeczy liczy, że sprawa zakończy się z happy endem.

Cios w polską społeczność.

Wydarzenia te, pomimo utrzymania wysokiej klasy wypowiedzi przez okradzionego Holendra, dość mocno rzutują na całą polską emigrację zarobkową w tym kraju. Informacje te ukazują bowiem Polaków już nie tylko jako alkoholików i awanturników, ale również jako złodziei, którzy wykorzystają każdą sytuację do kradzieży. To zaś skutkuje brakiem zaufania do naszego narodu, co może mieć konsekwencje nie tylko w kontaktach na ulicy, ale w ewentualnych próbach wynajęcia mieszkania lub znalezienia pracy. Kto chciałby bowiem pracować z człowiekiem z nacji, która pojawia się w informacjach tylko przy okazji jazdy po pijanemu, awantur i kradzieży?