28 mandatów otrzymanych za kogoś innego

28 mandatów otrzymanych za kogoś innego

Mandaty z fotoradarów lub za parkowanie często są bardzo przykrą niespodzianką. Pewnego rana po prostu otrzymujemy list z nakazem zapłaty, zastanawiając się kiedy i gdzie złamaliśmy przepisy. Tak też było z kierowcą z Geldrii. Mężczyzna otrzymał nie jeden, a 28 mandatów za złe parkowanie. Coś jednak było w tej sprawie nie tak. Nakazy zapłaty pochodziły bowiem z miejsc, w których go nie było.

Płacz i płać

Sytuacja nie wyglądała zbyt dobrze. Na wszystkich dokumentach znajdowały się tablice jego samochodu. Wniosek był jeden, w świetle prawa to on tam parkował i on jest winny. Powinien więc zapłacić mandaty, w sumie na kwotę prawie 3 tysięcy euro. Jak można łatwo się domyśleć, sprawa ta dość mocno go podirytowała. Mężczyzna myślał bowiem, iż przez błąd systemu musi płacić za coś, co nie miało miejsca.

 

Działania

Kierowca zaczął działać. Przyjrzał się wszystkim datom i godzinom, a następnie napisał serię pism z odwołaniem. Wskazywał w nich, iż przynajmniej z częścią mandatów musi być coś nie tak, ponieważ wtedy był on w zupełnie innych miejscach i może to udowodnić.

 

Śledztwo

Policja po otrzymaniu nie jednego, a kilkunastu takich odwołań postanowiła wszcząć dochodzenie. Wszystko to zaczęło być bowiem naprawdę dziwne. Nie ma przecież możliwości, by jedno auto z takimi samymi tablicami rejestracyjnymi było w dwóch miejscach na raz. Podczas tego śledztwa pojawiły się kolejne mandaty za parkowanie w niedozwolonym miejscu dla kierowcy z Geldrii. Policja postanowiła to sprawdzić i udało się. Mundurowi namierzyli pojazd na identycznych tablicach jak mieszkańca Geldrii i zatrzymali prowadzącego na gorącym uczynku, gdy siedział za kierownicą.

 

Podróbka

Gdy policjanci bliżej przyjrzeli się samochodowi zatrzymanego mieszkańca Rotterdamu, szybko potwierdzili to, co przypuszczali od pewnego czasu. Pomysłowy kierowca z portowego miasta, za pomocą kawałka czarnej taśmy przerobił literę P na swojej tablicy rejestracyjnej na R. W efekcie służby, które nie przyglądały się z bliska tablicy, na blankietach mandatowych wpisywały R. Nikt bowiem nie sprawdzał, czy tablica pasuje do typu i koloru auta. Grunt, że nie znajdowała się w rejestrze skradzionych.

Na komendzie

Rotterdamczyk zatrzymany 14 stycznia podczas składania zeznań na komendzie stwierdził, iż nie zdawał sobie sprawy, iż ktokolwiek nabierze się na tę amatorską przeróbkę. Dla niego była to bowiem forma żartu.
Może to jednak nie być do końca prawdą. Dlaczego? Kierowca z premedytacją parkował na miejscach z zakazem, ignorując go kompletnie. Musiał więc wiedzieć, iż taśma działa, nie otrzymywał bowiem mandatów. Po drugie auto nie posiadało ważnego ubezpieczenia, a w ten sposób właściciel pojazdu unikał wykrycia braku tej płatności za pomocą kamer monitoringu drogowego.

 

Konfiskata auta

Jaki był finał tej sprawy? Samochód Rotterdamczyka został zajęty. Czy go odzyska? Będzie zależało między innymi od prokuratora, który zabezpieczył go na poczet kar finansowych i niespłaconego ubezpieczenia. Oprócz tego mężczyzna stanie przed sądem za fałszowanie tablic rejestracyjnych, czyli dokumentów państwowych. Będzie musiał również zapłacić wszystkie zaległe mandaty, które przyszły na adres mieszkańca Geldrii. Można więc powiedzieć, iż mały kawałek taśmy wpędził go w ogromne kłopoty.

 

 

Źródło:  AD.nl