Życie w szklarni – wywiad

Ostatnio na stronach naszej strony internetowej informowaliśmy o tym, iż Polacy w Holandii za ciężką pracę, której nikt inny często nie chce wykonywać, dostają małe, jak na niderlandzkie standardy wynagrodzenie. Co ich jednak skłania do tego, by zostawić rodziny, przyjaciół i wyjechać w poszukiwaniu pracy? Dziś rozmawiamy o tym z Pawłem J. pracownikiem jednej z Holenderskich szklarni, gdzie uprawiane są pomidory.

 


Jak to się stało, że trafił Pan do szklarni w Limburgi?

W sumie to nawet nie wiem. Skończyłem technikum mechaniczne. Mam fach w ręku, dostałem nawet w katowickim urzędzie pracy ofertę do jednego z tamtejszych mechaników, ale na początek dawali 2 tysiące złotych na rękę. A wie Pan, ja młody jestem, chce mieć coś z życia, nie tylko wegetować. A tak co? Wynajem kawalerki 1200 i potem 800 złotych zostaje na życie. Co to jest, ani za to dobrze zjeść, ani zbawić się gdzieś ze znajomymi, dziewczyną…

Miałem kupla, który podczas wakacji jeździł do Holandii. Były z tego powodu zawsze duże cyrki w szkole, pojawiał się dopiero pod koniec września i musiał nadrabiać, dlatego pewnie siedział już rok (śmiech). Zawsze mówił, że w Holandii kasa leży na ulicy, można dorwać łatwą robotę, popracować, a w weekend mocno się zabawić, zielsko, dziewczyny kluby. Stwierdziłem, czemu nie spróbować. Po maturze miałem najdłuższe wakacje i pojechałem…

 

Ale to było już dobrych kilka lat temu.

Tak, zaraz po szkole. To był szalony wyjazd. Zioło praca, spodobało mi się to, pod koniec wyszły pewne kwasy, bo w ostatnim tygodniu byłem w pracy na kacu, ale jakoś przeszło. Potem jak wróciłem, poszedłem zapisać się do urzędu pracy i tam właśnie zaproponowali mi robotę za 2 tysie miesięcznie. Stwierdziłem, że to jest bez sensu.

 

Od tego czasu zaczął Pan jeździć do Holandii?

Tak, ale zmieniłem podejście. Ten pierwszy wyjazd był trochę zbyt szalony. Wie Pan, chciałem się zabawić i wróciłem do Polski praktycznie bez kasy, za to potwornie zmęczony. Wtedy dałem sobie słowo, że już tak nie będzie. Spokojne życie, potem przywiozę kasę do Polski i lepiej na tym wyjdę. Wie pan, kontrakt trzy miechy i miesiąc dwa przerwy i znowu.

 

I co udało się?

Nie… przynajmniej na początku. Jechałem z tym samym towarzystwem co wcześniej. Ekipa się znała, więc impreza rozpoczęła się już pierwszego dnia. Było jeszcze gorzej. Wróciłem ledwo żywy. Następny wyjazd to był już zupełnie innych rejon Holandii i inna praca. Tak trafiłem właśnie tutaj, do szklarni.

 

I jak Panu się tu podoba?

Teraz uważam, że jest spoko. Wcześniej to było piekło na ziemi. Przyjechałem po praz pierwszy w lecie. Nie byłem przyzwyczajony. W środku 40 stopni, człowiek praktycznie zdychał. Myślałem, że trafiłem do piekła. Warunki w domku też nie były zbyt dobre. Byłem zakwaterowany w jakimś małym pokoju, przy którym cele więzienne są chyba większe, no i ten Grzesiek. K**** chrapał tak, że myślałem, że go zabiję. Na szczęście praca nie była aż tak monotonna. Czasem coś na podnośniku, czasem coś przy gruncie, udało się jakoś nie zwariować. Najważniejsze jednak, że kasa było na czas i wtedy myślałem, że to jest dobra kasa.

 

A teraz Pan tak nie uważa?

Wie Pan, obecnie dostaje niecałe 15 euro. Gdy odliczy się od tego koszty mieszkania, ubezpieczenia i jedzenia nie wygląda to zbyt dobrze. Na szczęście starczy by przywieźć trochę kasy do Polski i odpocząć sobie potem przez miesiąc w domu. Potem kasa się kończy i znów trzeba jechać.

 

Tak często Pan jeździ, nie myślał Pan, by się przenieść na stałe?

Nie stać mnie na to, koszty są obecnie coraz większe, poznałem Polaków, którzy przeprowadzili się do Holandii na stałe. Mówią, iż z roku na rok jest ciężej, czynsz w górę, energia w górę. Wszystko rośnie z wyjątkiem płac.

 

A nie ma jakiejś lepszej pracy?

Szczerze szukałem, w Holandii wszędzie potrzebują pracowników, ale nie znam holenderskiego. Angielski też u mnie słaby, nigdy się nie przykładałem do tego, bo i po co, myślałem. Znalazłem robotę nawet za 25 euro za godzinę. Szukali mechanika, ale co z tego, jak nawet nie wiem, jak jest samochód w tym ich języku. Do d*** z czymś takim.

 

Czyli co, pomidory do końca życia?

Nie wiem, na chwilę obecną jakoś to idzie. Wstaje rano na 10 godzin do pracy, potem coś zjeść w domu, piwo posiedzieć na telefonie w necie i spać, bo oczy się kleją. I tak codziennie. Mam wrażenie, że mózg mi się wyłączył, czasem nie wiem nawet, jaki jest dzień tygodnia. Ale wie Pan to dobrze. Paruje, myślę o czymś innym, wyłączam się i jakoś idzie. Fajnie, że mamy koordynatora z Polski, facet trochę wrzeszczy, ale tak jest spoko. Tez młody, po studiach humanista, nie miał roboty i przyjechał, został. Mieszka też w domkach niedaleko, ale on jest lepszy, ma swój własny pokój (śmiech).

 

Jak nie wiem Pan, który jest dzień?

Jedno zlewa się z drugim. Praca sen, praca, sen. Czasem w weekend idziemy gdzieś do miasta. Niedaleko jest polski sklep, tam się spotykamy, wypijemy piwo. W lecie robiliśmy też grilla, w sobotę po pracy, to ludzi się poznaje. Ale tak każdy dzień jest taki sam.

 

Ludzi? Ma pan tu jakiś znajomych

Teraz już tak i są bardziej normalni niż ekipa podczas pierwszego wyjazdu, mają rodziny, są spokojni. Łatwiej się z takimi żyje. Jeżdżę z nimi już od dłuższego czasu. Wiadomo ludzie się zmieniają, ale kilku starych znajomych zawsze się spotka. Wtedy jest i do kogo gębę otworzyć. Tylko wie Pan, po 10 godzinach w szklarni, to mało komu już cokolwiek się chce.

 

A co Pan myśli o samej pracy?

Ja z czasem się przyzwyczaiłem, temperatura już też mi tak nie przeszkadza jak kiedyś. Trzeba jednak uważać, miałem tu kiedyś jednego, co był chyba astmatykiem, czy coś. Po godzinie w szklarni zaczął robić się czerwony, było mu duszno, miał problemy z oddychaniem. Zamiast dorobić, musiał wracać. Facet tylko stracił na całym wyjeździe.

 

Jakieś inne porady dla ludzi, którzy chcieli by pracować w szklarniach?

Hmm.. na pewno nie można mieć lĘku wysokości. Czasem trzeba korzystać z podnośnika, żeby coś od góry zrobić… No i na pewno nie można mieć alergii na pomidory, wtedy długo się przy nich nie popracuje. Czasem pojawiają się jakieś robale, ale tym nie trzeba się przejmować, są brzydkie, ale nie gryzą. A tak jest spoko. Tylko mogłoby być lepiej płacone, ale to pewnie tak wszędzie. Warunki do spania też nie są złe. Wiadomo, człowiek przyjeżdża tu do pracy, a po tylu godzinach na etacie to oczy się same zamykają i człowiek zaśnie praktycznie wszędzie, nie potrzeba luksusów.

 

A jest coś, na co rodacy powinni uważać?

Na pewno na takich jak ja, tzn. na takich jak ja kiedyś byłem. Głownie na młodych, ci przyjeżdżają tu nie tyle do pracy, ale by się zabawić. Takie towarzystwo potrafi siąść na mózg, zmęczyć człowieka. To jest owszem fajne, ale nie na dłuższą metę. Wtedy trzeba sobie zadać pytanie, czy chce się pracować i zarabiać, oszczędzać, czy bawić.

 

Kończąc, kiedy zamierza Pan wrócić?

Teraz został mi jeszcze miesiąc. Mam trochę kasy odłożonej, ale postaram się tu zostać, może z automatu uda mi się załapać na kolejną umowę. Wtedy pewnie dopiero w lipcu zjadę. I odpocznę w końcu, będzie lato, wakacje, chyba że lepszą kasę zaproponują to może nie wtedy. Nie wiem.

 

Wiem, że mieliśmy kończyć, ale jak Pan zjeżdża do to do kogo?

Do rodziny, rodziców. mam na gospodarstwie tam swój pokój. Jak jestem w Polsce, to odpoczywam czy pomagam na polu w lecie. Czasem też kasę na remont dam. Miałem w kraju dziewczynę, ale nie wyszło. Jak wróciłem, okazało się, że jest z innym. A tu w Holandii jakoś nie szukałem. Są tu fajne panny, ale przyjeżdżają na 3 miesiące i już nie wracają. To nie ma więc sensu.