Zmiany godziny pracy w Amsterdamie
Czy biznes, czy pracodawcy mogą coś zrobić, by uchronić swoich społeczeństwo przed COVID-19? Okazuje się, że tak. Ponad dwadzieścia firm w Amsterdamie podpisało porozumienie dotyczące rozłożenia godzin pracy. Wszystko po to, by uniknąć tłoku w komunikacji miejskiej. Ma to zmniejszyć ryzyko rozprzestrzeniania się wirusa w skupiskach ludzkich, jakie powstają w metrze, autobusach czy tramwajach podczas godzin szczytu.
23 firmy ze stolicy Królestwa Niderlandów, w tym między innymi ABN AMRO i Royal Schiphol Group, zdecydowało się zawrzeć w czwartek porozumienie dotyczące rozłożenia godzin pracy i wykorzystania środków transportu. Przedsiębiorstwa te zrzeszający w sumie blisko 40 000 pracowników chcą maksymalnie rozłożyć w czasie dojazdy i powroty z pracy. Dzięki tym zapisom przewoźnicy będą mogli dostosować rozkład do zapotrzebowania i rozładować szczyt komunikacyjny na większy przedział czasu. Zmniejszy to obłożenie w pojazdach komunikacji publicznej. Wiele firm zmieni godziny pracy, tak by nie narażać swoich pracowników na przemieszczanie się w momencie, gdy jest to najbardziej niebezpieczne epidemiologicznie.
Praca zdalna
To jednak nie wszystko. 23 przedsiębiorstwa zapewniły ponadto, iż nadal nie widzą przeszkód, by ich pracownicy pracowali z domu. Dzięki pracy zdalnej nie tylko unikną oni ryzyka zakażenia, ale też pomogą innym, którzy muszą dojeżdżać do pracy. Mniej ludzi w autobusie czy tramwaju to bowiem większe odstępy między poszczególnymi pasażerami. Wszystko to może wydawać się dość naciągane. Niemniej jednak dane statystyczne pokazują zupełnie co innego. Jeśli 15% pracowników w stolicy pracowałoby zdalnie, udałoby się uniknąć 170 000 podróży środkami komunikacji miejskiej dziennie. To już pokaźna liczba. Nawet jeśli weźmie się pod uwagę, iż każda przesiadka w drodze do pracy i domu liczona jest jako osobna podróż.
Zysk
Zmienne, elastyczne godziny pracy, praca zdalna - wszystko to może wydawać się, iż nie pomaga w wydajności i efektywności działania kadr. Wielu pracodawców wychodzi jednak z założenia, iż nawet 10% spadek wydajności podczas pracy w domu, jest znacznie lepszy niż praca w biurze, która z racji pojawienia się COVID-19 skutkuje kwarantanną i przestojem całych zespołów. Na kilkudniową kwarantannę, do momentu uzyskania wyników są bowiem wysyłani wszyscy, którzy mieli kontakt z chorym. To zaś generuje dużo większe straty i zastoje niż praca z kanapy, czy przyjazd do pracy pół godziny później niż zwykle.