Zbigniew S. wydalony z Holandii. W Polsce czeka na niego cela?

Zbigniew S. musi wrócić do Polski został wydalony z Holandii

Holandia miała być ostoją dla jednego z najbardziej kontrowersyjnych polskich biznesmenów. Władza sądownicza w krainie tulipanów, wielokrotnie piętnująca reformę sądownictwa w Rzeczpospolitej i obawiająca się o niezawisłość tamtejszych procesów, w teorii była gwarantem wolności dla Zbigniewa S.  Liczył on bowiem, iż z racji skłócenia z władzą i jego zatargów z czołowymi polskimi politykami, Holendrzy nigdy go nie wydadzą, a on sam uzyska azyl w tym kraju. Jak się jednak okazało we wtorek, S. bardzo mocno się pomylił.

Sad w Amsterdamie zdecydował we wtorek, iż Zbigniew S. musi opuścić Królestwo Niderlandów, co w praktyce oznacza wydanie go polskiej prokuraturze. Informację tę przekazał 25 maja adwokat biznesmena. Sprawę tę dla Polskiej Agencji Prasowej w swoim stylu skomentował sam oskarżony, mówiąc, iż „Jedzie do Polski na pewną śmierć”.

 

Powrót do Polski

Biznesmen pojawi się najprawdopodobniej w ojczyźnie pod koniec tego tygodnia. Po tym jak wyląduje, zapewne będzie czekać na niego policja i prokuratura. Zamiast więc do swojego domu trafi do aresztu, by znów nie zbiegł. Polak bowiem od pewnego czasu ukrywał się przed rodzimym wymiarem sprawiedliwości. Początkowo S. szukał schronienia w Norwegii. Tam jednak władze nie zdecydowały się na udzielenie mu ochrony prawnej (podobnej do azylu politycznego), a także odmówiły prawa do legalnego pobytu. W efekcie ze Skandynawii biznesmen przeniósł się do Holandii, kraju, który już wielokrotnie decydował się na wstrzymanie ekstradycji przestępców, nawet gdy chodziło o bardziej pospolite zbrodnie takie, jak np. handel narkotykami. Wielokrotnie bowiem podnoszono tam kwestię polskiej reformy sądownictwa mającej upolitycznić tę trzecią władzę.

Zbigniew S.

Gdy polska prokuratura dowiedziała się, że S. znajduje się w Niderlandach, wysłała do sądu w stolicy tego kraju aż sześć Europejskich Nakazów Aresztowania. Doprowadziły one do umorzenia postępowania azylowego. Tamtejszy wymiar sprawiedliwości zajął się bowiem najpierw ENA, niejako ignorując to, iż S. wskazywał na to, że jest prześladowany.

Nie bez przyczyny dla Holendrów było zapewne to, iż S. w ciągu dwóch dekad został 28 razy skazany za oszustwa, znieważenia czy zniesławienia. Obecnie zaś podejrzany jest o pranie pieniędzy, a także o oszustwa i matactwa związane z prowadzoną działalnością charytatywną na kwotę blisko miliona złotych. S. nie przyznaje się jednak do zarzutów.

 

Bojownik o wolność, czy zwykły przestępca?

S. jest biznesmenem, „celebrytą”. Postacią wyjątkowo dobrze rozpoznawalną w sieci. Wałczył z fiskusem, stawał też przeciw politykom. W 2015 roku opublikował akta dotyczące tak zwanej afery taśmowej, co doprowadziło do zmian w gabinecie. W efekcie stworzył on w sieci wizerunek, nieugiętego biznesmena, który stara się być szczery, a przez swoje działania jest na celowniku obecnej władzy, która za punkt honoru przyjęła sobie zniszczenie go.  Jak sam wspomina, sądy uniewinniały go już prawie 100 razy. Z drugiej jednak strony liczba zarzutów, jakie stawia mu prokuratura w całym kraju, dochodzi do blisko 200. Trafił on nawet również do więzienia w 2002 na 3,5 roku. W 2006 sąd znów skazał go na kolejne 3,5 roku. Dziewięć lat później (2015) S. usłyszał wyrok roku pozbawienia wolności. Wszystko to powoduje, iż jest on dla jednych bohaterem walczącym z opresyjnym państwem w imieniu przedsiębiorców, dla drugich zwykłym naciągaczem i oszustem, który kreuje się na gwiazdę.