Zapominalscy wojskowi

Holendrzy będą szkolić Ukraińców w Niemczech i Polsce

Czy zdarzyło się Wam kiedyś tak śpieszyć wychodząc z roboty, że zostawiliście w miejscu pracy swoje prywatne rzeczy? Jeśli tak, to nie macie się czym przejmować. Takie sytuacje zdarzają się nawet najlepszym, w tym również holenderskiej armii.

Ćwiczenia

Armia holenderska bardzo często współpracuje z Bundeswehrą, organizując wspólne ćwiczenia w ramach NATO czy Unii Europejskiej. Działania takie dotyczą najczęściej małych grup piechoty lub lotnictwa. Stosunkowo rzadko wykorzystywany jest ciężki sprzęt pancerny. Z racji tego, iż wiele szkoleń obejmuje działania rozpoznawcze i logistyczne, odbywają się one bez użycia ostrej amunicji. To zaś pozwala na to, by wyjść z zamkniętych poligonów na okoliczne pola i lasy, gdzie mundurowi mogą działać w bardziej naturalnych warunkach. Manewry te są więc dużo ciekawsze, urozmaicone, ale i trudniejsze do zabezpieczenia.

 

Fajrant

W odróżnieniu od klasycznych działań wojennych, ćwiczenia odbywające się na poligonach lub przygranicznych wsiach nie trwają 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Służba tych żołnierzy często przypomina pracę na pełny etat, w którym ewentualnie co jakiś czas pojawiają się nadgodziny. To zaś oznacza, że po wybiciu godziny X działania są przerywane i wojskowi mogą iść się umyć, zjeść obiad, by następnie wyskoczyć sobie na piwo ze znajomymi.

 

Znalezione nie kradzione

Taki stan rzeczy generuje niekiedy nieprzewidziane wręcz, kuriozalne sytuacje. Jedna z nich miała miejsce właśnie na początku lipca. Po skończeniu ćwiczeń z trawy i przydrożnych rowów podniosła się drużyna piechoty, która najwyraźniej bardzo śpieszyła się do koszar.

Holenderska armia jest bardzo roztrzepana. Niedawno zapomniała zabrać z poligonu wyrzutni rakiet przeciwpancernych, a dwa tygodnie temu karabinu maszynowego.

Kilka godzin po tym, jak mundurowi opuścili swoje pozycje, lokalną drogą przechadzał się tamtejszy mieszkaniec, który pod jednym z drzew zobaczył dość dziwny kształt. Początkowo myślał, że policja urządziła sobie polowanie na kierowców, którzy przekraczają prędkość na tym odcinku. Kształt jednak nie przypominał zwykłego fotoradaru, nie było też nigdzie widać policyjnego radiowozu. Gdy mężczyzna podszedł bliżej, przez chwilę myślał, że znajduje się w ukrytej kamerze. Wszystko dlatego, że stała przed nim lekka wyrzutnia rakiet przeciwpancernych.

Sprzęt ten mógłby zniszczyć nowoczesny czołg, nie mówiąc już o samochodzie osobowym czy szkolnym autobusie. Mężczyzna na szczęście nie wpadł w panikę, ponieważ jakiś czas temu sam odbywał służbę wojskową. Pobieżne oględziny sprzętu pozwoliły mu stwierdzić, iż ma do czynienia z repliką szkoleniową, a nie prawdziwą bronią. Postanowił więc umieścić wiadomość w mediach społecznościowych.  Obfotografował znalezisko, oznaczył niemiecką i holenderską armię i dodał zabawny dopisek, że skoro nikt się po to nie zgłasza to, czy może on sobie zatrzymać tę wyrzutnię.

Chwilę po wpisie na miejscu pojawił się partol, który przeprosił za zamieszanie i zabrał zgubę do najbliższej jednostki.

 

Rozrzutna armia

Jeśli wydaje się Wam, że to jest przypadek, to się mylicie. 19 czerwca dwóch holenderskich kolarzy znalazło na ścieżce prowadzącej przy poligonie, karabin maszynowy. Broń leżała na środku drogi, ale w okolicy nie było żadnych mundurowych. Tym razem jednak rkm nie był atrapą. Broń była w pełni sprawna, w magazynku znajdowała się jednak amunicja treningowa, czyli ślepaki.

 

Redakcja odradza więc przechadzki w rejonie poligonów i ich bezpośredniej bliskości. Jeśli zaś musicie, zachowajcie szczególna ostrożność. Nigdy nie wiadomo, czy w wysokiej trawie nie potkniecie się o porzucony, czołg czy granatnik przeciwpancerny. ?