Zamieszki w Hadze – 400 zatrzymań, walki z policją

W sobotę pisaliśmy o tym, iż burmistrz Hagi zabronił niedzielnej demonstracji z racji tego, iż: „Malieveld nie jest z gumy”. Organizatorzy zaakceptowali tę decyzję. Społeczeństwo miało jednak inne zdanie. Doszło do masowych protestów, zamieszek i starć z policją.

W niedzielne popołudnie centrum miasta zostało sparaliżowane przez zamieszki. Dziesiątki ludzi szukali możliwości konfrontacji z policją. Rzucali butelkami, kamieniami i fajerwerkami w policjantów. Funkcjonariusze, by dać odpór demonstrantom, musieli żyć nie tylko opancerzonych jednostek prewencji, ale również patroli konnych i armatek wodnych.

Legalizacja protestu

Od rana tysiące ludzi zaczęło zbierać się na Malieveld i w jego rejonie. Stale powiększająca się grupa zaczęła protestować przeciw obostrzeniom koronowym wprowadzonym przez rząd w Hadze. Demonstracja ta, jak pisaliśmy w sobotę, została zabroniona z racji między innymi na ryzyko epidemiologiczne. Gmina, nie chcąc jednak ryzykować eskalacji przemocy podczas, której policja miałaby rozganiać i pacyfikować wtedy jeszcze pokojową demonstrację antyrządową, ustąpiła. Polityka faktów dokonanych spowodowała, iż protestujący dostali zielone światło na demonstracje, która mogła potrwać do 13:30. Policja z racji na gęstniejący tłum musiała zamknąć pobliską Binnenhof i dzielnicę handlową w centrum miasta.

Zamieszki

Pomimo wydania zielonego światła atmosfera szybko zaczęła robić się coraz bardziej nieprzyjemna. Początkowy pokojowy happening zaczął przybierać mroczniejsze oblicze. W Hadze coraz częściej było słychać wybuchy fajerwerków. Do protestujących przyłączyły się grupy chuliganów i kibiców piłkarskich. To oni zaczęli używać nielegalnej pirotechniki i dopuszczać się do ataków na mundurowych. Część tego typu starć miała miejsce w okolicy stacji. Nagrania pokazują, jak grupy ludzi atakują i kopią policjantów, usiłujących stanąć im na drodze. Sytuacja była na tyle poważna, iż komendant policji w Hadze zdecydował poprosić o pomoc amsterdamską policję.

Czerwone światło

Po godzinie 14 burmistrz Johan Remkes przekazał zebranym, iż czas na demonstracje minął. Dalsze przebywanie na placu może skończyć się grzywną, a nawet aresztowaniem. Tłum jednak pomimo zagrożenia sankcjami gęstniał. Dotarły do niego agresywne grupy kibiców. W momencie, gdy policja postanowiła powoli wyprowadzać ludzi z Malieveld, doszło do kolejnych eskalacji i starć, nie tylko w okolicach placu, ale i ulicach wokół niego. Policja musiała użyć pałek i armatek wodnych.

Aresztowania

Do godziny 15:50 wiadomo było o co najmniej 8 aresztowaniach, wśród nich był protestujący mający ze sobą szablę. Niemniej policja z racji na agresję tłumu dokonywała kolejnych zatrzymań. Całkowity bilans podany w niedzielę wieczorem to 400 zatrzymanych. Część z nich zostało po spisaniu wysłanych do domów. Inni trafili na przysłowiowy "dołek". Policja nie podała jeszcze szczegółowego bilansu, jakim zakończyły się niedzielne zamieszki.