Zabił swoją dziewczynę i zgłosił się na policję

Holender zaatakował nożem 4-letnie dziecko

Mówi się, iż przestępcę dosięgnęła sprawiedliwość, gdy np. złodziej został złapany przez stróżów prawa. W przypadku nożownika z Rotterdamu to on uprzedził działania funkcjonariuszy, zgłaszając się na policję. Czyżby ruszyły go wyrzuty sumienia? A może to wyrachowana kalkulacja?

30-letnią kobietę znaleziono martwą w dzielnicy Bloemhof w Rotterdamie, w nocy z wtorku na środę. Na jej ciele znajdowały się rany kłute, świadczące o tym, iż padła ona ofiarą ataku bronią białą. W efekcie oficerowie policji aresztowali 32-letniego mężczyznę, partnera zabitej. Jest on podejrzany o zabójstwo. Policjanci nie mieli problemów z zatrzymaniem nożownika. To bowiem on zgłosił się na komendę i doniósł o całej sprawie. Gdyby więc nie jego zeznania o przestępstwie funkcjonariusze mogliby dowiedzieć się nawet kilka dni później, gdy rodzina i znajomi zabitej zgłosiliby brak kontaktu z nią.

 

32-latek zamordował byłą dziewczynę i zgłosił się na policję, by opowiedzieć o całej sprawie. 

 

Gość na komendzie

32-latek zgłosił się na komendę około godziny 23:45. Następnie przekazał dyżurnemu, że przed chwilą dźgnął swoją dziewczynę. Po tej informacji „gość” został natychmiast zatrzymany. Oficer wysłał zaś pod wskazany adres patrol i pogotowie. Faktycznie w mieszkaniu odnaleziono zakrwawione ciało 30-latki. Ratownicy nie mogli jednak już nic zrobić dla kobiety. Zmarła z racji odniesionych obrażeń. Po tej informacji zatrzymanie 32-latka zmieniło się w aresztowanie pod zarzutem zabójstwa.

 

O jedno „nie” za dużo

Po informacji o śmierci kobiety, 30-latkę, matkę trójki dzieci opłakują w mediach społecznościowych przyjaciele i rodzina. Z ich wpisów wynika, iż nie była to raczej spontaniczna awantura zakończona tragedią. Najbliżsi ofiary wskazują, iż napastnikiem był były partner kobiety, któremu powiedziała „nie” już jakiś czas temu. Możliwe więc, iż nie był to afekt, a zaplanowane działanie. Były partner miał bowiem przyjść do mieszkania kobiety.

Jak było jednak naprawdę? Na to pytanie ma odpowiedzieć prowadzone policyjne śledztwo. Funkcjonariusze zabezpieczyli nagrania z monitoringu, rozmawiali również z sąsiadami i znajomymi, krewnymi ofiary. Wszystko po to, by jak najlepiej poznać relację byłej pary i przeanalizować motywacje, jakimi mógł kierować się aresztowany. To od nich zależy, na wpół z dowodami, czy będzie tu mowa o nieszczęśliwym wypadku, zbrodni w afekcie, zabójstwie czy morderstwie.
Pojawienie się oprawcy na komendzie może bowiem oznaczać natychmiastowe przyznanie się do winy, po otrząśnięciu się z szoku, jaki spowodowała zbrodnia w przypływie silnych emocji. Może być to jednak również część wyrachowanej gry skierowanej na jak największe złagodzenie wyroku. Takie działanie ma czasem miejsce, gdy przestępca zakłada, iż wymiar sprawiedliwości i tak go namierzy i odnajdzie.

źródło: Ad.nl