Wzrost cen produktów w holenderskich sklepach

Polak trafił na dziesięć tygodni do celi

Stopa życiowa mieszkańców Holandii się podnosi, ludzie zarabiają coraz więcej, więc i ceny podnoszą najpopularniejsze sklepy w Holandii.


Niderlandy na prostej

W Holandii praktycznie od połowy 2018 można mówić o końcu kryzysu. Kraj zaczął się prężnie rozwijać, gospodarka nabrała takiego tempa, że bezrobocie spadło do najniższego w historii poziomu, a wynagrodzenie mieszkańców stopniowo roście. Ludność więc się bogaci. Skoro więc obywatele mają coraz więcej pieniędzy w portfelu, to dlaczego nie może na tym zyskać również państwo. Taki sposób myślenia spowodował, iż od 1 stycznia 2019 roku została podniesiona stawka VAT na produkty żywnościowe. Została ona zmieniona z 6% na 9%. Oznacza to, że od początku tego roku za masło, mleko ser czy wędlinę płacimy 3% więcej. Co przy dużych zakupach potrafi przełożyć się na wydatek nawet kilku euro więcej. To jednak nie wszystko.

Holenderskie sklepy od stycznia tego roku nieznacznie podnoszą ceny swoich produktów.

Magia supermarketów

Specjaliści do spraw sprzedaży, pracujący dla wielkich sklepów, to magicy XXI wieku, mistrzowie iluzji potrafiący w nas nie tylko wzbudzić potrzebę zakupu jakiegoś towaru, ale również sprawić, iż pomimo że jest droższy mamy wrażenie, iż kosztuje mniej. Mowa tu oczywiście o słynnych cenach kończących się dziewiątkami. Chociaż praktycznie każdego z nas na matematyce uczono, że dziewiąte części dziesiętne i setne zaokrąglamy do góry, to w sklepie zawsze robimy to na dół. Duże znaczenie ma w tym powiększona i często pogrubiona cyfra odpowiadająca kwocie w euro i zapisowi z indeksem górnym. Powoduje to, że kwota 699 będzie dla większości z nas 6, a nie 7. Reszta to bowiem centy, na które nikt nie zwraca uwagi, bo to właśnie „tylko” kilka centów. Ponadto 99 uruchamia w nas „specjalistę” od promocji, który cieszy się, że płaci nie 7 a 6 za dany towar, czujemy wiec paradoksalnie, że wydajemy mniej.

Vat a sklepy

Ustawowe podniesienie cen vatu spowodowało jednak niemałe zamieszanie w sklepach. Starannie przygotowane ceny produktu uległy bowiem zmianom. Teraz zamiast końcówki 99, na metkach widnieją zupełnie inne kwoty, które zaczynają przykuwać uwagę. Powoduje to, że klient jest bardziej podejrzliwy. Widzi już nie tylko cyfrę z przodu i promocję, ale to, że oprócz pełnej kwoty w euro będzie musiał wyłożyć jeszcze parę centów. To zaś nie sprzyja sprzedaży.

By więc powrócić do starych cen, których strukturę konsumenci doskonale znają, sieci postanowiły… podnieść ceny produktów. W okresie od stycznia do końca marca ceny powoli rosły, tak by znów uzyskać przyjemną dla oka kwotę 99 centów. Nie jest to jednak regułą w przypadku każdego towaru, cześć z nich utrzymała stare ceny kosztem marży sklepu, tylko po to by na innych narzut delikatnie wzrósł, rekompensując ponoszone straty na obniżkach cen. Dla przykładu w Albert Heijn ponad 70% produktów kończyło się magiczną kwotą. Po wzroście vatu tylko 30%. Od stycznia więc ceny powoli się zmieniają, by powrócić do optymalnych wartości. Podobnie postępuje również Vomar, który obecnie ma już więcej produktów kończących się dziewiątkami niż przed zmianą opodatkowania. To wszystko zaś odbija się na kieszeni klienta, który jednak dzięki magii supermarketów, licznym promocjom, bonusom i rozłożeniu podwyżek, tego często nie zauważa.