Wywrócone święta w Holandii – koniec tradycji?
Polska tradycja wielkanocna opiera się między innymi na sobotnim święceniu pokarmów, niedzielnym śniadaniu wielkanocnym i poniedziałkowym polewaniu się wodą w śmigus-dyngus. Holendrzy nie znają lanego poniedziałku. Mają na ten dzień jednak inną tradycję, która na skutek epidemii zostały dosłownie wywrócone do góry nogami.
Holendrzy nie oblewają się wodą. W Poniedziałek Wielkanocny wielu z nich zwykle udawało się do centów handlowych na zakupy. Punktem obowiązkowym tej świątecznej celebracji była najczęściej Ikea oraz sklepy ogrodnicze. Szukanie modnych dodatków do mieszkania czy nowych sadzonek do ogrodu lub kwiatów do domu to w tym dniu niemalże już taka sama tradycja jak polski śmigus-dyngus. Niestety w tym roku wielu Holendrów musiało diametralnie zmienić plany. Wolne miejsca w tych sklepach, niemal jak wejściówki na wymarzony koncert, rozeszły się jeszcze na długo przed świętami.
Kolejne takie święta
Rok temu, gdy w Holandii szalał już kryzys związany z epidemią COVID-19 nikt nie przypuszczał, iż potrwa on tak długo. Wtedy wszystko wydawało się złym snem. Zamknięte restauracje, puby, granice. To był koszmar, który miał się szybko skończyć. Minął jednak rok i sytuacja zmieniła się tylko na gorsze. Przyzwyczailiśmy się do owego koszmaru i staramy się w nim żyć. W tym roku, nawet z racji nie najlepszej pogody, odpadły spacery po parku czy plaży. W efekcie większość ludzi chciała skierować się ku sklepom. Odwiedziny IKEA w Poniedziałek Wielkanocny to niejako holenderska świecka tradycja.
Brak magii świąt
W dawnych latach do szwedzkiego sklepu przychodziły całe rodziny. Ludzie traktowali to jako wycieczkę. Chodzili godzinami po sklepie, wrzucali do koszyka masę drobiazgów, za które płacili setki euro przy kasie, a następnie korzystali ze sklepowej restauracji. Z takiego sposobu na spędzenie wolnego dnia korzystały dziesiątki tysięcy Holendrów, w efekcie miejsca te pękały w szwach.
W tym roku było jednak inaczej. Do Ikei mogli udać się tylko nieliczni szczęśliwcy. Ludzie, którzy na długo przed świętami zarezerwowali sobie przez internet możliwość zrobienia zakupów. Nawet jednak oni narzekali na brak „magii świąt”. Przed pandemią klienci spędzali w sklepie godziny, snując się po piętrach sklepu. Teraz na zakupy mają maksymalnie 45 minut. Muszą więc szybko wejść, zabrać to co potrzebują i udać się do kasy. Nie ma czasu na oglądanie, na zastanawianie się. W efekcie niezadowolenie klientów przeradza się w niezadowolenie sprzedawców. Ci przyznają, iż faktycznie przez taki styl zakupów Holendrzy mają prawie puste koszyki. Z drugiej jednak strony te zakupy to obecnie (nie licząc sklepu internetowego), jedyna możliwość na to, by sieć coś zarobiła w Holandii.