Wracali z Holandii, zginęli w wypadku 35 km od domu
Od domu zostało im niespełna pół godziny jazdy. Po przejechaniu blisko tysiąca kilometrów, już w Polsce, doszło jednak do strasznego wypadku. Ojciec i jego dwóch synów, zamiast spotkać się po rozłące z rodziną, w jednej chwili zginęli w starciu z rozpędzoną ciężarówką.
Tragedia na drodze
Do tragedii doszło kilka dni temu. W czwartek 28 sierpnia do jednostki SKKP w Działdowie dotarła wiadomość o wypadku na drodze wojewódzkiej nr 544, w miejscowości Sarnia Góra, w gminie Lidzbark. Świadkowie informowali o kolizji samochodu osobowego i ciężarówki. Dyspozytornia wysłała na miejsce policję oraz jednostki straży pożarnych z Lidzbarka, Działdowa, Słupa oraz Grążaw, a także ZRM z Lidzbarka i Górzna.
To, co zobaczyli na miejscu ratownicy przeszło ich najśmielsze oczekiwania. Kolizje samochodów ciężarowych z pojazdami osobowymi zwykle oznaczają poważne zniszczenia. W tym wypadku jednak dysproporcja masy obu pojazdów wraz, z jak wskazywały uszkodzenia, bocznym uderzeniem osobowego forda, spowodowały, iż ten stał się praktycznie dwuwymiarowy. Kabina pasażerska została zmiażdżona. We wraku pojazdu ratownicy znaleźli ciała trzech osób. Dwóch mężczyzn w średnio-młodym wieku i jednego mającego na oko 55-60 lat.
Śledztwo w sprawie wypadku
W zaistniałej sytuacji na miejsce została wezwana prokuratura. Jej przedstawiciele wraz z policją mają ustalić dokładny przebieg zdarzenia i jeśli okaże się to konieczne postawić zarzuty kierowcy ciężarówki. Najprawdopodobniej jednak jedyna osoba, która przeżyła wypadek, jest niewinna. Uszkodzenia osobówki i zeznania zawodowego kierowcy wskazują, iż ford zjechał na zakręcie na przeciwległy pas ruchu, gdzie doszło do kolizji. Nieoficjalnie mówi się, iż pojazd wpadł w poślizg, dlatego do zderzenia doszło nie przodem, a bokiem forda. Na oficjalny wynik będzie trzeba poczekać do zakończenia śledztwa.
Ojciec i synowie
Trzy ofiary śmiertelne to 60-letni ojciec i dwóch jego synów w wieku 28 i 33 lat. Cała trójka wracała do domu z pracy w Holandii. Do spotkania z najbliższymi zostało im niespełna 35 kilometrów.
60-latek przez wiele lat pracował naprawiając telewizory i magnetowidy w swojej rodzinnej miejscowości. Niestety z czasem biznes przestał się „kręcić”. Mężczyzna, zamiast szukać pomocy w opiece społecznej i żyć z zasiłku dla bezrobotnych zdecydował się wyjechać do Holandii. Miał fach w ręku. Znał się na ciesielstwie. W Niderlandach był więc szanowanym pracownikiem. W ślady ojca wkrótce poszli jego synowie. Bliscy pracowali razem w krainie tulipanów. Pod koniec sierpnia wracali na długo wyczekiwany urlop do ojczyzny.