Wizja lokalna po śmierci 10-letniego Polaka

Polak zatrzymany przez żandarmerię

W Drunen znów pojawiło się pełno policji. Dziesiątki funkcjonariuszy i techników kryminalistyki zebrało się na Bosscheweg. Drogę zamknięto dla ruchu. Mieszkańcy zaś musieli ponownie przeżywać horror z motocyklistami w roli głównej.

We wtorek Bosscheweg w Drunen została zamknięta dla ruchu. Cały rejon obstawili policjanci, a na ulicy pojawili się ludzie w białych i czarnych kombinezonach z logo Holenderskiego Instytutu Kryminalistycznego (NFI) i usług wsparcia. Na miejscu nie doszło do przestępstwa, ale widok policji i motocykla przywołał w lokalnych mieszkańcach wspomnienie horroru, jaki miał miejsce w tym miejscu w piątkowy wieczór, 24 kwietnia.

 

Śmierć chłopca

Wtedy to, w godzinach popołudniowych, na drodze zginał 10-letni chłopczyk. Mały Polak opuścił myjnię samochodową na swoim motorku (dziecinny motor crossowy), około godziny wpół do ósmej. Gdy dziecko wjechało na drogę, zderzył się z nim motocyklista na pełnowymiarowym ścigaczu. Chłopiec nie miał szans. Pomimo rozpoczęcia natychmiastowej akcji ratowniczej przez świadków zdarzenia i zaprzęgnięcia dużej ilości służb ratunkowych malca nie udało się uratować. Dorosły kierowca jednośladu również doznał poważnych obrażeń. Na nic zdał się kask ani odzież ochronna.

 

Pluszowe misie

Po blisko pół roku od tych wydarzeń nadal nie wiadomo co dokładnie się stało. Śledczy nie byli w stanie określić przebiegu tych tragicznych wydarzeń. Po początkowych badaniach śladów policjanci zniknęli z ulic miasteczka. Jego mieszkańcy zaś powoli dochodzili do siebie, po tych strasznych wydarzeniach i żałobie, jaką spowodowała ta tragedia. W lipcu, o kwietniowym wypadku przypominały już tylko pluszaki leżące przy drzewie w miejscu wypadku. Tak przynajmniej było do wtorku, gdy koszmar z wiosny powrócił podczas wizji lokalnej przeprowadzanej przez funkcjonariuszy.

Wizja lokalna po wypadku 10-letniego Polaka

Eksperci z najnowocześniejszym sprzętem przybyli do Drunen, by odtworzyć ostanie chwilę życia 10-letniego Polaka. By rozwikłać tę sprawę, zapomniano o kosztach i postanowiono zastosować najnowsze, drogie metody badawcze. Cała okolica, w której doszło do wypadku, została zeskanowana wiązkami radarowymi tak, by stworzyć wierną kopię Bosscheweg w komputerze. Oprócz tego wzdłuż drogi postawiono słupy radarowe monitorujące prędkość, z jaką poruszał się motocykl dorosłego mężczyzny uczestniczącego w wypadku, na każdym centymetrze tego feralnego odcinka. Śledczy zadbali nawet o takie szczegóły jak identyczny typ i pojemność motocykla, jaki wziął udział w kolizji. Maszyna opleciona plątaniną kabli, przewodów i czujników pokonywała odcinek, na którym doszło do wypadku z prędkością od 60 do 140 km/h. Wszystko to ma nie tylko pomóc w odpowiedzi na pytanie, co dokładnie się stało, ale też pozwolić znaleźć odpowiednie rozwiązania, by nie doszło do podobnych incydentów w przyszłości.

 

Niebezpieczna okolica

Jest to o tyle ważne, iż już przed wypadkiem 10-letnigo Polaka, Bosscheweg miała bardzo złą reputację. Doszło tam do co najmniej piętnastu wypadków, w których kilkanaście osób zostało rannych. Trzy z nich zakończyły się śmiercią pięciu osób. Na drodze tej ginęli nie tylko cywile. Śmierć poniósł tam również funkcjonariusz policji, który prowadził motocykl. Wszyscy liczą więc, iż dzięki pracy techników młody Polak będzie ostatnią ofiarą tego odcinka.