Walki w lasach, czyli holenderskie ustawki

ustawki w holenderskich lasach

Holendrzy nie są idealni. Wielu z nich potrafi mieć drugie, bardziej mroczne i brutalne życie. Ludzie, którzy na co dzień są kochającymi mężami i ojcami, potrafią brutalnie pobić innych. Robią to bez mrugnięcia okiem. Kopią, biją pięściami, łokciami, uderzaj "z główki". W walce, podczas ustawek, nie ma praktycznie żadnych zasad.

Są pracownikami budowlanymi, kierowcami, pracownikami biurowymi. W dzień świecą przykładem. Co weekend chodzą całą rodziną na mecze swojej ukochanej, lokalnej drużyny. Na stadionie głośno dopingują swoją jedenastkę, zachowując się przy tym niezwykle godnie, dając przykład innym i sprawiają, że nikt nie boi się iść z dziećmi na stadion. W lesie koło Utrechtu nie mają jednak litości dla przeciwników. Nie ma taryfy ulgowej. Gdy wychodzą przeciw ultrasom innej drużyny, znikają zahamowania. Ludzie rzucają się do gardeł.

Na ubitej ziemi

W Holandii przemoc stadionowa to rzadkość. Owszem zdarzają się pojedyncze incydenty, zwykle jednak kibice starają się pilnować siebie nawzajem. Nieco inaczej sytuacja wygląda poza murami stadionów. Holenderscy kibice na „gościnnych występach”, za granicami, kraju potrafią roznieść pub czy wdać się w uliczną bójkę z fanami przeciwnej drużyny.
Podobne rzeczy dzieją się też w Holandii. W kraju dochodzi do regularnych walk kiboli. Te jednak nie mają miejsca na ulicach. Ludzi ci nie demolują miast. Nie wyciągają 71-letnich staruszków z samochodów, nie biją ich, nie zabierają koszulki piłkarskiej 13-letniemu wnuczkowi, który jechał z dziadkiem, tylko dlatego, iż miał barwy innej drużyny (jak to ostatnio zrobili fani pewnego naszego ligowca z L w nazwie).
W Niderlandach starcia kiboli przybierają formę ustawek, odbywających się gdzieś na ubitej ziemi, na łące w lesie zdała od postronnych.

Średniowiecze

Holenderskie ustawki mają nieco „średniowieczny” charakter. Mimo wysokiego poziomu brutalności nietrudno odmówić im pewnego niecodziennego uroku. Na ubitej ziemi spotykają się dwie grupy ludzi odzianych w łatwo dające się rozróżnić stroje. Najpierw fani przekrzykują się odzywkami, rozgrzewają się, starają się nastraszyć przeciwnika. Później obie strony ruszają na siebie. Dochodzi do starcia, ludzie zaczynają ze sobą walczyć. Biją się pięściami, kopią. Nie ma jednak łańcuchów, maczet, czy innych śmiercionośnych narzędzi. Po paru chwilach jest już po wszystkim. Walkę kończy „sędzia”. Osoba, która niejako odpowiedzialna jest za bezpieczeństwo, za przestrzeganie niepisanego kodeksu. Kilka minut później nikogo nie ma już na miejscu. Ludzie rozjeżdżają się do domów. Przeciwnicy często wsiadają do samochodów pozostawionych obok siebie na parkingu. Nie ma tam jednak już wrogości. Nie ma ataków czy rewanżów. Na walkę był czas chwilę wcześniej. Teraz, tak jak w sporcie, są wygrani i przegrani. Tam nie ma wrogów. Są jedynie przeciwnicy.

Piłka nożna

Część uczestników tego typu ustawek to typowi kibice. Inni przyznają się, że nie obchodzi ich piłka nożna. Walczą, bo walka daje im „kopa”, daje im zastrzyk adrenaliny. Ci nie reprezentują barw klubu a miasto, z którego pochodzą, chcą pokazać, iż to właśnie tam są najlepsi wojownicy.

Policja

Policja podchodzi do tych ustawek z dystansem. Z jednej strony, gdy są świadkami takich zajść, natychmiast interweniują i dochodzi do zatrzymań. Często jednak wskazują, że nie wiedzą, gdzie odbywają się takie wydarzenia. Gdy zaś dostają cynk i dojeżdżają na miejsce zwykle, jest już po fakcie.
Również sami walczący mają dystans do policji. Wielu z nich nie szuka scysji z funkcjonariuszami. Jak wskazują, walczą dla samej walki. Nie są przestępcami, ani chuliganami, nie atakują policji na demonstracjach, jeśli ta sama nie zacznie. Ci zaś którzy to robią, często są zwykłymi zadymiarzami lub robią to na własną rękę, szukając mocnych wrażeń.
Oficerowie jednak nie ufają w takie zapewnienia. Wskazują, iż tego typu nieformalne grupy z czasem stają się coraz silniejsze. Wraz z rosnącą potęgą często rośnie również pokusa, by wykorzystać tę moc i wpływy w niezgodny z prawem sposób.