W Zeeland znów zamyka się lokale gastronomiczne

W Zelandii znów zamyka się lokale gastronomiczne

Jeszcze kilka miesięcy temu przedstawiciele gastronomii walczyli o to, by mogli otworzyć swoje lokale i przyjmować w nich gości do późnych godzin nocnych. Teraz zaś część restauratorów sama zamyka swoje knajpki i restauracje wcześniej lub też nie otwiera ich przez jeden, dwa dni w tygodniu. Czy to wina nowych obostrzeń? Nie to problem związany z sytuacją na rynku pracy, która w Zeeland jest wyjątkowo trudna.

Problemy

Obecnie w Zeeland problemem nie jest brak klientów czy obostrzenie koronowe, a brak personelu. Wiele restauracji z racji niedoborów kadrowych musi skracać godziny otwarcia. W niektórych przypadkach w grę wchodzą nawet nie godziny, a dni. Są lokale, w których przed epidemią pracowało osiem osób. Obecnie zaś pomimo nawału gości obsługa składa się tylko z trzech pracowników. Menadżerowie i właściciele gastronomii oferują przystępne grafiki i atrakcyjne wynagrodzenie, ale po prostu nie ma chętnych i nie chodzi tu o sytuację, w której komuś nie odpowiadają warunki i wybiera inne zatrudnienie. Nie ma po prostu wolnych rąk do pracy.

 

Przekwalifikowani

Jak wskazuje reporterom AD właściciel jednej z tamtejszych restauracji, wszystko to wina koronawirusa. Działania rządu zamknęły branżę. Ludzie stracili pracę. Nie mogąc zarabiać i utrzymać się z gastronomii większość po prostu się przekwalifikowała. Nie można ich za to winić. Każdy chce mieć bowiem z czego żyć. W efekcie jednak gdy otwarła się gastronomia, okazało się, iż brakuje pracowników. Nawet studenci i uczniowie, którzy chętnie kiedyś dorabiali jako kelnerzy lub „na zmywaku”, nagle stali się niedostępni. Personel sali to jednak mniejszy problem. W wielu lokalach brakuje kucharzy, co często może stanowić, o być albo nie być dla restauracji.

 

Zamknięcie

Wszystko to powoduje poważne zaburzenia w funkcjonowaniu lokalu. Jak mówi holenderskim reporterom właściciel restauracji, sam wraz z żoną musiał wejść do kuchni. Obecnie mają jednego kelnera, czasem pomagają im członkowie rodziny i znajomi. Wszystko to jednak jest za mało. Sami właściciele jak wskazują, nie są już młodzi i nie są w stanie pracować od świtu do nocy. Zdecydowali się więc zamknąć lokal w środę i czwartek. Restauratorzy zdecydował się również mocno okroić menu. Zniknęły z niego ciężkie, czasochłonne potrawy, tak by klienci mogli jak najszybciej otrzymać zamówione posiłki.

Bezskutecznie

Właściciel restauracji, jak i wielu jemu podobnych szukał personelu w agencjach pracy, reklamował się też w mediach społecznościowych. Nikt jednak praktycznie się nie zgłaszał. Było kilku nastolatków z okolicznych miejscowości, ale niestety kwestie logistyczne przeszkodziły im w podjęciu pracy. Nie mieliby wieczorem jak wrócić do domu.

 

Polacy ratują sytuację

Podobnie wyglądała sytuacja w pawilonie plażowym w Groede. Z braku kadr musiał zamknąć się na jeden dzień w tygodniu. Jego właściciel jest i tak jednak szczęśliwy. Przed dużo większymi kłopotami uratowało go bowiem znalezienie pięciu Polaków, pracowników sezonowych, którzy weszli do kuchni. Większością zawiaduje zaś Hiszpan, który również jest migrantem pracującym tam drugi sezon. Gdy jednak oni wyjadą, będzie trzeba znów zacząć poszukiwania i sytuacja kryzysowa może się powtórzyć.

 

Czekają na Polaków

Wszystko to sprawia, iż jeśli nasz rodak zna niderlandzki lub angielski, restauratorzy powitają go z otwartymi rękami. Sytuacja jest bowiem tak zła, iż rząd już w skali kraju rozpoczyna kampanie rekrutacyjne. UWV zastanawia się zaś nad dyslokacją bezrobotnych, tak by mieszkańcy innych części Holandii mogli pracować w  Zeeland. Nie wiadomo jednak czy to się uda.