W Schiedam tłusty czwartek będzie trwał cały rok

W Schiedam tłusty czwartek będzie trwał cały rok

Polacy w Holandii są i nikt tego nie zmieni. Udział naszych rodaków w tamtejszym społeczeństwie nie ogranicza się jednak tylko i wyłącznie do pracy. Jak Holendrzy oddziaływają na nas, tak my oddziałujemy na Holendrów również w sferze kulturowej. Wyjątkowo smacznym tego przykładem jest Stoisko Nico Sterrenberga, które można spotkać na Koemarkt.

Kim jest Niko? To cukiernik. 40-latek piecze, a właściwie smaży na głębokim tłuszczu oliebollen. Jak wspominał dziennikarzom AD, smażenia tych kuzynów polskich pączków nauczył się od rodziców i w interesie jest od 15 roku życia. Z racji pewnych perturbacji przez pewien czas jego stoisko w mieście było zamknięte. Teraz jednak wraca i to wraca z czymś, co powinno spodobać się tamtejszej Polonii, jak i samym Holendrom.

 

Pączki

O czym mowa? Jak zdradził niderlandzkim mediom cukiernik, zamierza on wprowadzić coś nowego – „Tłusty czwartek”. Mężczyzna wskazuje, iż gdy jego lokal był zamknięty, przyjrzał się rejonowi. Okazało się, iż żyje tam 160 różnych narodowości. W tym wielu Polaków. My zaś mamy właśnie pączki. „Nie mam pojęcia, jak to wymówić, ale to taki olieboll. Tylko ciasto jest inne. Smakują dobrze. Nie powiem ci dokładnie, co w nim jest, ludzie po prostu muszą ich posmakować” - mówi cukiernik. Holendrowi nie ma co się dziwić, nie tylko dlatego, że nie potrafi wypowiedzieć słowa z "ą" i "cz", ale też dlatego, że przeszczepia na holenderki grunt polską tradycję kulinarną.

Aplikacja do rozliczenia podatku z Holandii

 

Tłusty czwartek w Holandii

Wiele bowiem polskich cukierni i sklepów w Holandii pokazało na przestrzeni lat, że Holendrzy uwielbiają polskie pączki. Jak sami pisaliśmy z okazji tłustego czwartku, w lokalach z naszymi rodzimymi produktami można spotkać Holendrów stojących po te przysmaki. Mieszkańcom Niderlandów smakuje pulchna, delikatna struktura pączka i smaczny słodki dżem w środku. Jest to dla nich coś z jednej strony bardzo dobrze znanego, olieboll są bowiem wypiekane w podobny sposób i z podobnego ciasta. Z drugiej nowego. Różnica bowiem ukryta jest we wnętrzu. Holendrzy dodają rodzynki i jabłka. My zaś wciskamy do środka dżem z róż albo konfiturę wieloowocową i mówimy tu tylko o klasycznych wersjach pączków, te mogą mieć bowiem w sobie wszystko.

Możliwe więc, iż dzięki temu lokalnemu cukiernikowi już niedługo Holendrzy będą się zajadać nie tylko polskimi wędlinami i pierogami, ale również słodkościami pieczonymi na oleju. Co będzie następnym krokiem? Może faworki, zwane też chruścikami?

Źródło:  Ad.nl