Ukraińska wojna, niemieckie autostrady i kamery bezpieczeństwa

Ograniczenie prędkości na autostradach również nocą

Wiele osób mówi, iż świat to obecnie globalna wioska, jeden wielki system naczyń połączonych. Gdzie szukać przykładów? Wystarczy spojrzeć na Niemcy. Tamtejsze władze zdecydowały się wyłączyć system monitoringu na autostradach. Czemu? Powodem jest wojna na Ukrainie. Dziwne? Tak. Ma to jednak pewien głębszy sens. Czy Holendrzy też pójdą tą drogą?

rozliczenie podatku z Holandii

Monitoring

Na początek dwa słowa, do tych którzy słysząc o wyłączeniu kamer, chcą nacisnąć mocniej na pedał gazu. Nie ma tu mowy o odcinkowych pomiarach prędkości czy kamerach fotoradarów. Niemcy wyłączyli kamery monitoringu na autostradach. Nie można więc w internecie oglądać transmisji na żywo, takich samych jak np. oferuje Rijkswaterstaat, udostępniając stream w mediach społecznościowych i na swoich stronach internetowych. Wyłączone kamery sprawiają jedynie, iż ludzie chcący udać się w drogę i rzucić okiem czy na odcinku X lub Y jest korek, nie są w stanie tego zrobić. Czemu? Jak tłumaczy Minister Transportu Republiki Federalnej Niemiec, miało to miejsce z racji bieżących wydarzeń w Europie.

 

Kamery nie są wyłączone

Pierwszym medium, jakie poinformowało o tym wyłączeniu była gazeta Hannoversche Allgemeine Zeitung. Jej informacja dość szybko została jednak zdementowana przez ministerstwo. Te bowiem stwierdziło, iż to nie prawda, że wyłączyli monitoring na autostradach. Oni tylko wyłączyli jego podgląd dla wszystkich osób postronnych. Kamery cały czas działają i transmitują obraz, ten mogą jednak oglądać nieliczni. Dzięki temu zarządcy dróg czy służby ratunkowe cały czas dysponują podglądem na żywo.

 

Powody

Jaki był powód wyłączenia kamer? Chodzi o kwestie bezpieczeństwa i walkę z czymś, co się nazywa „białym wywiadem”. Co to jest? To forma nie tyle szpiegostwa, co zdobywania informacji. Poszczególne służby zdobywają dane w sposób jawny, korzystając z legalnie dostępnych źródeł. Kamery na autostradach są tutaj doskonałym przykładem, dzięki nim, np. służby rosyjskie bez problemów mogłyby analizować ruchy niemieckich wojsk, liczyć pojazdy opancerzone w kolumnach więc też szacować ilość żołnierzy i miejsca, do których jadą. Kamery te też pozwoliłyby oszacować ilość uciekinierów do Niemiec (dzięki tablicom rejestracyjnym), czy też wielkość wysyłanych konwojów humanitarnych (te rządowe muszą być odpowiednio oznaczone).
By więc odciąć Rosjan, czy jakiekolwiek inne służby, od tych informacji ministerstwo postanowiło po prostu odciąć dostęp on-line do materiałów z kamer.
Trudno powiedzieć, czy tą drogą pójdą również inne państwa wspólnoty. Nie wszyscy w Europie są bowiem tak zapobiegliwi.

 

Źródło:  Ad.nl