Uciec przed północą – holenderska ewakuacja z Polski
Najnowsze wiadomości z Holandii mówią o ucieczce z Polski. Brzmi to może dziwnie. Niemniej cała sprawa dotyczy holenderskiego dziennikarza, który wraz z najbliższymi postanowił spędzić kilka dni wolnego, odwiedzając Kraków. Pech chciał jednak, iż trafił do naszego kraju na krótko przed spec ustawą epidemiczną. Jak więc wyglądają polskie przepisy oczami obcokrajowca?
Zamiast do Obozu na piwo
Holenderski dziennikarz AD, przybył do Krakowa prywatnie, wraz ze swoim ojcem i szwagrem. Cel był prosty. Wyjazd kulturowo krajoznawczy i próba oderwania się od niderlandzkiej rzeczywistości. Pech chciał, iż plany od samego początku psuły mu nasze rodzime władze i instytucje kultury. Trójka Holendrów przybyła do naszej ojczyzny w czwartek. Wylądowali w Krakowie, by zwiedzić atrakcje i zabytki regionu. Już praktycznie po samym lądowaniu stało się jasne, iż duża część planów podróżniczych nie ma szans powodzenia. Zwiedzanie Wawelu, czy Obozu Koncentracyjnego w Auschwitz po prostu się nie uda. Miejsca te decyzją władz naszego kraju zostały zamknięte. Podobnie jak wszystkie inne muzea i placówki kultury.
Miły wyjazd i godzina policyjna
Pomimo tej drobnej niedogodności „królewskie miasto” nadal oferowało gościom wiele alternatyw. Cała trójka wiedziała miasto z zewnątrz, czy próbowała setek rodzajów i gatunku polskiego piwa.
W piątek, jak wspomina dziennikarz, mężczyźni umilali sobie wieczór w jednym z krakowskich klubów jazzowych przy muzyce na żywo. W pewnym momencie muzycy przerywają koncert, by przekazać smutną wiadomość. Na polecenie rządu lokal musi być zamknięty o północy. Zebrani w klubie goście nie wpadli jednak w panikę i jak wspomina Holender, odebrali wiadomość na chłodno. Inaczej było jednak z bohaterami tego tekstu. Jak mówił dziennikarz Tom Hayes, o całej sprawie dowiedzieli się z internetu. W Google natrafili bowiem na informacje, iż Polska wprowadza restrykcyjne przepisy i zamyka granicę na 10 dni. Oprócz tego zamykane na minimum 10 dni zostają wszelkie restauracje, bary i galerie handlowe.
Policja na drogach
Holendrzy wychodząc z restauracji o północy wspominają, iż widzieli policję jak kontrolowała lokale, czy restauratorzy dostosowali się do przepisów. Rankiem goście rozmawiają z recepcją hotelu, w którym się zatrzymali. Obsługa mówiła, iż może im zaoferować nocleg w apartamentach po najniższych cenach, niemniej doradza, by opuścili Polskę, póki jeszcze mogą.
Miasto wymarło
Reporter AD wspomina, iż powrót na krakowski rynek w sobotę, to było jak wizyta w zupełnie innym miejscu. Jeszcze niecałe 24 godziny temu było tam gwarnie i wesoło. Teraz wszystko było zamknięte, tylko gdzieniegdzie widać małe grupki ludzi przemykające gdzieś w swoich sprawach.
Ucieczka
Kolejna rozmowa z recepcjonistą hotelu tylko potwierdza trójce obywateli Niderlandów, iż trzeba wyjeżdżać. Inni turyści zagraniczni opuścili hotel już wcześnie rano. Cała trójka pojechała więc na lotnisko. Tam Holendrzy, jak sami mówią, widzieli tylko stale zwiększającą się liczbę odwołanych lotów. Postanowili więc nie czekać na samolot. Proszą hotel o pomoc. Ten organizuje dla nich busa. Holendrzy postanawiają opuścić Polskę samochodem. Do „grupy ucieczkowej” dołącza się jeszcze 6 Brytyjczyków i 1 Amerykanin. Taksówkarz jedzie z nimi w stronę granicy polsko-niemieckiej. Trasa zajmuje cztery godziny. Podczas tej drogi Holendrzy otrzymują wiadomość od linii lotniczych, ich lot został odwołany.
Granica
Bus zawiózł ich do Zgorzelca. Jak wspomina dziennikarz, kierowca poprosił ich, by pasażerowie opuścili jego pojazd po polskiej stronie. Polak mówi, iż nie chce ich odwieźć na stację kolejową w Görlitz. Jeśli bowiem przekroczy granicę i wróci, czeka go 14-dniowa kwarantanna. W efekcie cała grupa musiała ostatnią część drogi, most graniczny, pokonać pieszo. Ten etap przebiega bez większych problemów. Redaktor stwierdza tylko, iż czuł się jak uchodźca, zbiegając przed północą, w sobotę z Polski. Holendrzy udali się na stację w Görlitz gdzie kupili bilety i ruszyli w dalszą drogę do domu.
Opisana w AD eskapada to nie jedyny przypadek, w którym zagraniczni goście napotkali poważne problemy w naszym kraju. Decyzje władz nie zabraniają bowiem wyjazdu obcokrajowcom. Problem jednak w tym, iż po ich implementacji zamarł transport międzynarodowy. Loty, jak i wiele połączeń autobusowych i kolejowych przestało funkcjonować. Turyści mogą więc polegać tylko na transporcie drogowym. Mało kto jednak przyjeżdżając do Polski, dysponuje własnym samochodem.
Sytuacja opisana przez Holendra to obecnie już jednak pieśń przeszłości. Wszystko dlatego, iż 17 marca władze krajów UE zgodziły się zamknąć wewnętrzne granice wspólnoty na okres 30 dni. Problemy tego typu występują teraz praktycznie niezależnie od kraju Unii Europejskiej, w którym się znajdujemy.
Interesują najnowsze wiadomości z Holandii? Odwiedź naszą stronę główną. Masz jakieś informacje, którymi chcesz podzielić się z naszymi czytelnikami? Skorzystaj z formularza GP24