Tratwą przez Morze Północne

Nielegalny emigrant z Erytrei postanowił przedostać się do Anglii w dość niekonwencjonalny sposób.

Wielokrotnie na łamach naszej strony pisaliśmy o tym, jak policji i celnikom udaje się złapać dziesiątki nielegalnych emigrantów, chcących dostać się z kontynentu na Wyspy Brytyjskie. Ludzie ci tłoczą się w schowkach naczep ciężarówek lub marzną w samochodach chłodniach. Ci bardziej zdesperowani rozcinają plandeki i starają się wskoczyć do tirów wjeżdżających już na promy do Anglii. Większość z nich jest jednak wyłapywana przez holenderskie lub brytyjskie służby celne. O bardzo dużej wykrywalności takich przerzutów musiał najprawdopodobniej wiedzieć nasz dzisiejszy bohater. Mieszkaniec Erytrei, podobnie jak tysiące innych uchodźców z Afryki, chciał dostać się do Wielkiej Brytanii jeszcze przed Brexitem, by rozpocząć tam swoje nowe życie.

 

Afrykański MacGyver

Zamiast jednak wskakiwać na pakę ciężarówki, zamierzał on znaleźć alternatywną drogę. Wybór padł na Morze Północne. Emigrant postanowił zbudować tratwę, na której sam dopłynie do swojej nowej ojczyzny.

W tym celu, niczym filmowy MacGyver, wykorzystał wszystko, co znalazł w okolicy. Jako budulec posłużyły mu więc pnie wąskich młodych drzewek, puste butelki, czy 10-litrowe plastikowe kanistry. Do tego trochę czarnej folii, sznurka, pianki montażowej i dużych pustych doniczek.

Gdy „jacht” był gotowy, mężczyzna zdecydował zabrać ze sobą trochę prowiantu i zwodować swój "statek" w rejonie Ijmuiden.

 

Emigrant z Erytrei chciał dopłynąć do Wysp Brytyjskich na samodzielnie zbudowanej tratwie ze śmieci. 

 

Śmiały plan emigranta zakładał wypłynięcie wraz z odpływem. Pływy miały zanieść jego tratwę na pełne morze, a prądy morskie donieść go do wybrzeży Wysp Brytyjskich. Podróż przerwały mu jednak jednostki Królewskiego Holenderskiego Towarzystwa Ratowniczego (KNRM). SAR został wezwany do emigranta przez jeden z działających na tym obszarze kutrów. Rybacy z zarzuconą siecią byli zbyt daleko, by dopłynąć do „rozbitka” więc obserwowali go przez lornetkę i podawali namiary ratownikom. Ci bardzo szybko dotarli do pływaka i podjęli go na pokład wraz ze swoim „statkiem”, po czym wrócili do Holandii.

 

To nie mogło się udać

Po powrocie na ląd, KNRM mógł bliżej przyjrzeć się jednostce emigranta. Wiele wskazuje na to, że gdyby nie szybka interwencja, mężczyzna mógłby nigdy nie wrócić z morza. Tratwa miała wystarczającą wyporność, lecz jej budowa była wyjątkowo delikatna. Ponadto nie posiadała żadnego napędu, nawet wioseł. Erytrejczyk byłby więc tylko i wyłącznie zdany na prądy morskie. Ponadto trasa, którą wybrał to jeden z najczęściej uczęszczanych kanałów żeglugowych do WB. Rejs tym szlakiem zakończyłby się pewnie tragicznie, ponieważ po zapadnięciu zmroku jego tratwa stałaby się praktycznie niewidoczna. To zaś mogłoby doprowadzić do kolizji z dużym promem, statkiem pasażerskim czy frachtowcem. Skutki takiego spotkania byłyby opłakane, tym bardziej że wiele wskazuje na to, iż tratwa rozpadłaby się nawet nie tyle po samym uderzeniu, ile nawet po spotkaniu z kilwaterem, czyli falami, jakie zostawia po sobie na wodzie płynąca jednostka.

Emigranta, po sprawdzeniu jego stanu zdrowia przez SAR, przekazano służbom imigracyjnym.