Tragiczny finał poszukiwań polskiego kierowcy

W nocy z piątku na sobotę zespoły nurków straży pożarnej odnalazły w wodzie Merwehaven, w Rotterdamie ciało mężczyzny w średnim wieku. Wydarzenie to okazało się smutnym końcem poszukiwań naszego 59-letniego kierowcy ciężarówki, który miał po pracy zażywać kąpieli w tamtejszych wodach.

W piątek, około godziny 21:30, służby ratunkowe otrzymały raport o człowieku w wodzie Merwehaven, w Rotterdam-West. Według świadków pływak potrzebował pomocy. Natychmiast wysłano służby ratownicze. Gdy jednak dotarły one na miejsce, człowieka nie było już widać na powierzchni.

 

Akcja poszukiwawcza

Podjęto więc zakrojoną na szeroką skalę akcję poszukiwawczą. W działaniach wzięły udział trzy grupy nurków z jednostek straży pożarnej. Zespoły te sprawdzały wszelkie doniesienia, jakie przychodziły do nich z łodzi z sonarem. Liczono bowiem, iż dzięki niemu uda się szybko namierzyć ofiarę. Czas bowiem grał na niekorzyść ratowników. Po pierwsze każda minuta pod wodą to mniejsze szanse na przeżycie ofiary. Po drugie powoli nastający zmrok sprawiał, iż z każdą chwilą akcja była coraz trudniejsza i szanse na szczęśliwy koniec poszukiwań robiły się coraz mniejsze.

 

Odwołanie poszukiwań

Gdy zapadł zmrok, kierujący akcją ratunkową zdecydował się odwołać poszukiwania. Spływającym jednak z akwenu strażakom dopisało szczęście. Płynąc do brzegu, około północy, udało im się natrafić na ciało w wodzie. Topielec został wciągnięty na łódź, a później na brzegu zidentyfikowany. Był to poszukiwany kierowca ciężarówki.

 

Bez szans

Czy była jakaś szansa na uratowanie mężczyzny? „Złota godzina, w której szansa na przeżycie jest duża, minęła. Nie mówimy już potem o ratowaniu, ale o poszukiwaniu. Teraz przekazujemy obowiązki policji. W sobotę wznowi poszukiwania ze specjalnym zespołem ds. odzyskiwania” – powiedział dziennikarzom Ad rzecznik ratowników, tuż po przerwaniu akcji, a raptem kilka chwil przed tym jak wracające zespoły natrafiły na ciało Polaka.

 

Co się stało?

Co się stało, iż Polak zginął w holenderskich wodach? Jak wskazuje tamtejsza policja, wszystko to musiało być nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności. Kierowca znad Wisły po skończonej pracy, z racji panujących w Niderlandach upałów chciał się trochę ochłodzić i wszedł do wody. Wody nabrzeża Merwehaven to jednak wyjątkowo niebezpieczny zbiornik. Na pierwszy rzut oka tamtejsza toń jest wyjątkowo spokojna. Wystarczy jednak, aby któraś z przycumowanych tam łodzi odpaliła śliniki, by śruby w wąskich kanałach spowodowały, iż powstaje silny prąd. To on porwał 59-letniego mężczyznę i wyniósł go w miejsce, z którego nie potrafił już sam samodzielnie wrócić.

 

Źródło:  Ad.nl