Tragiczny finał poszukiwań mieszkańca Limburgii
Jak poinformowała wczoraj policja, funkcjonariusze zakończyli poszukiwania 36-letniego mężczyzny z Limburgii. Finał poszukiwań nie oznacza jednak happy-endu, a tragiczną wiadomość dla rodziny, krewnych i przyjaciół zaginionego.
Funkcjonariusze poinformowali, iż w niedzielę w Drentse Hoofdvaart, wzdłuż drogi N371, w pobliżu Meppel odnaleziono zatopiony samochód. Pojazd został podniesiony z dna 26 kwietnia wieczorem. W operacji tej brał udział dźwig i zespół policyjnych nurków. Gdy samochód był już na brzegu, służby zabrały doczesne szczątki kierowcy do szpitala. Tam zostały one poddane oględzinom mającym na celu ustalenie tożsamości denata oraz tego, czy ofiara zginęła na skutek przestępstwa.
W poniedziałek zespół patologów i techników kryminalistyki oficjalnie potwierdził, iż doczesne szczątki z pojazdu należą do zaginionego Loek’a Streukens’a. 36-latek z Limburgii zaginął na początku stycznia tego roku i przez długi czas nikt nie miał pojęcia, co mogło stać się z tym mężczyzną w średnim wieku.
Psy
Jak podają oficerowie, w rozwiązaniu zagadki zaginionego mężczyzny pomogły psy. Miejsce zatonięcia pojazdu zostało bowiem wczoraj wskazane przez zespół poszukiwawczy z fundacji Signi Search Dogs.
Ostatnia droga
Gdy nurkowie zeszli pod wodę znaleźli w kanale błękitnego Volkswagena Polo. To właśnie w tym pojeździe ludzie widzieli 36-latka po raz ostatni żywego. 9 stycznia zaginiony wsiadł do samochodu w Helden i pojechał na północ. Później pojazd był widziany jeszcze trzykrotnie na stacji benzynowej w Maasbree w Limburgii, następnie wzdłuż A50 w pobliżu Arnhem oraz na A50 w pobliżu Apeldoorn. Potem kierowca miał udać się w kierunku Zwolle i Meppel. Tam jednak nikt już nie widział pojazdu. Informacje te pochodzą jedynie od operatorów telefonii komórkowej, którzy wskazują, iż telefon zaginionego ostatni raz logował się do wieży transmisyjnej w Nijeveen. Później słuch o nim zaginął.
Nieszczęśliwy wypadek?
Nieoficjalne informacje podają, iż za zniknięciem i śmiercią mężczyzny stoi jedna z największych holenderskich pułapek. Przydroże kanały. W styczniową noc pojazd Holendra wpadł najprawdopodobniej w poślizg i znalazł się w lodowatej wodzie. Kierowca nie mogąc się wydostać z maszyny, poszedł na dno razem z nią. To nie pierwszy tego typu wypadek w Holandii. Zwykle w ciągu roku, w podobnych okolicznościach, ginie od kilku do kilkunastu osób. Ludzie ci, w znaczniej większości przypadków, przeżyliby wypadek, kolizję, gdyby ich pojazd zatrzymał się na poboczu lub barierkach. W momencie, gdy ląduje jednak w wodzie szansę na ucieczkę, zwłaszcza w przypadku rannych, gwałtownie maleją prawie do zera.