Tłumy wiernych w kościele, czyli wpadka ministra

Nowe obostrzenia koronowe, zaprezentowane kilka dni temu przez holenderskiego premiera, wskazywały na poważne ograniczenie ilości gości w miejscach publicznych. Górne limity mówią o jedynie 30 osobach. Pojawił się jednak problem z budynkami kultu. Co zrobić z wiernymi w kościele czy meczecie? Wydawało się, iż ministrowi sprawiedliwości udało się go rozwiązać, ale…

Konstytucja zabrania

Ustawa zasadnicza stanowi podstawę prawodawstwa Królestwa Niderlandów. To z niej wywodzą się wszystkie inne przepisy i to ona stoi ponad nimi. Sytuacja ta rodzi pewne problemy. Obostrzenia koronowe wprowadzone przez premiera w związku ze stale rosnącą liczbą zakażonych koronawirusem, ograniczyły między innymi maksymalną liczbę uczestników zgromadzeń w pomieszczeniach. Dane mówią o zaledwie 30 osobach. Przepis ten wszedł w życie, by uniknąć tworzenia się zrzeszeń, w których wirus mógłby łatwo się rozprzestrzeniać. Zapis ten nie dotyczy jednak kościołów, meczetów czy synagog. Wszystko z racji wolności wyznania i religii. Państwo nie może nikomu zakazać wyznawania swojej wiary, której częścią są wspólne modły czy to w kościele, czy to w synagodze. Policja nie może stanąć więc przed drzwiami świątyni, liczyć wiernych i przy 31- powiedzieć „Pan/Pani już nie wejdzie”.

 

Misja Grapperhausa

Jak już wspominaliśmy kilka dni temu minister sprawiedliwości i bezpieczeństwa Fred Grapperhaus rozpoczął pilne rozmowy ze związkami wyznaniowymi w kraju. Chodziło o to, by przekonać lokalnych przywódców religijnych, by ci z dobrej woli sami wprowadzili analogiczne do rządowych ograniczenia. Wydawało się, iż negocjacje osiągnęły pełny sukces. Wiele świątyń zapowiedziało nie tylko ograniczenia do 30 osób, ale również potwierdziło obowiązek użycia maseczek, czy zabroniło wspólnych śpiewów.

Niedziela

Tak przynajmniej miało być w teorii. W niedzielę okazało się, iż ponad dwustu wiernych zebrało się w kościele Rehoboth (Kościół Reformowany w Barneveld). Co więcej, ludzie tam nie przybyli pomimo próśb księży, by było tylko 30 osób. To sami duchowni zaprosili na nabożeństwo 250 osób.

Sprawa ta wywołała niemałą burzę. Wielu zarzucało kapłanom dbanie tylko o swoje interesy. Przedstawiciele kościoła dodali tylko przysłowiowej oliwy do ognia, gdy stwierdzili, iż wszystko jest w porządku i dbają o swoich wiernych. Świątynia może bowiem pomieścić 2000 osób. Początkowo pozwalali uczestniczyć w nabożeństwie 600 osobom. Gdy zaś sytuacja się zaostrzała, ograniczyli do 400, a teraz do 250. Jeśli liczba chorych wzrośnie, znów ograniczą liczbę uczestników. Wszystko to ma się odbywać w porozumieniu z gminą.

 

Oburzenie

Wyjaśnienia księży mówiące, iż gdy w kościele zajętych jest 200 z 2000 miejsc, sytuacja jest bezpieczna, nie przemawiają do wielu Holendrów. Część z nich zarzuca nawet kapłanom, iż sprzeniewierzają się wierze. Bóg nie zgodziłby bowiem na narażanie ludzi na niebezpieczeństwo. Tym bardziej, iż wielu odwiedzających świątynie to ludzie z grup ryzyka, schorowani i w podeszłym wieku.

Powstało więc wiele pomysłów, by ograniczyć ilość wiernych. Prawnicy jednak wskazują, iż jest to niemożliwe. Co więcej, każde utrudnienie możliwości wyznawania wiary w kościele lub innej świątyni może być karane właśnie za wspomnianą już wolność wyznania. W praktyce oznacza to, iż nic się w tej kwestii nie da zrobić.