Tęczowe burki

Lewica przeciw lewicy. Czyli nasza równość to nie Wasza równość

Nie ważne co mówią, grunt, że mówią. Sytuacja, która miała miejsce podczas Amsterdam Pride Festiwal, doskonale pokazuje, iż czasem rozgłos potrafi przyćmić zdrowy rozsądek.

Pride Amsterdam

Mający miejsce kilka dni temu festiwal Pride Amsterdam to gigantyczna impreza pod szyldem LGBT. Podczas niej na licznych pochodach, rejsach kanałami czy imprezach towarzyszących pokazują się ludzie, którzy mają inną orientację seksualną, inny sposób myślenia i postrzegania świata. Oni wraz ze swoimi zwolennikami z organizacji walczących o równe traktowanie chcą pokazać, że są dumni z tego kim są i nie zamierzają tego zmieniać. Jest więc różowo, czasem śmiesznie, czasem lekko strasznie, ale zawsze niezwykle pozytywnie i otwarcie na każde opinie i działania.

Zakaz z 1 sierpnia

Tegoroczna impreza w Amsterdamie organizowana na początku sierpnia, zbiegła się z wprowadzeniem w Holandii zakazu zakrywania twarzy. Pomimo, iż nowe prawo dotyczy wszystkich ludzi ukrywających swoje podobizny za maskami, kominiarkami czy chustami w budynkach rządowych, szkołach, szpitalach i transporcie publicznym, w potocznej opinii wielu uważa, że to ustawa antymuzułmańska. Godzi bowiem w kobiety noszące burki.

Tęczowe burki

Takie przepisy wyraźnie zaniepokoiły Hendrik’a Jan’a Biemond’a , amsterdamskiego radnego PvdA. Ten lokalny polityk postanowił więc zaprotestować wobec nowym zakazom, czyniąc to w wyjątkowo ciekawy i kolorowy (jego zdaniem) sposób. Podczas festiwalu na jednej z ulic można było zobaczyć grupkę ludzi ubranych w burki. Sześć osób nosiło na sobie szaty w kolorach tęczy LGBT i trzymało w rękach postulaty mówiące „moja burka to moje prawo i duma”, „człowiek nigdy nie będzie wolny do momentu, aż całe społeczeństwo nie będzie wole” oprócz tego część z nich trzymało grafiki tęczowych burek.

Reakcje

Jak przewidywał Hendrik Jan Biemond jego akcja, w której sam uczestniczył, przyniosła bardzo duży odzew społeczny. Problem jednak w tym, iż reakcja na jego działania była zgoła przeciwna od zamierzonej. Wielu widzów uznało to za niesmaczne, polityczne show. Niektórzy zaś widzieli w tym nawet nie walkę z nowym rozporządzeniem władz centralnych, a właśnie atak na kobiety noszące burki.  Dla części społeczeństwa było to naśmiewanie się z ich wiary, religii poprzez tęczowe kolory szat. Swoje dodali też przeciwnicy polityka, skrzętnie wytykając, iż jego partia była za przyjęciem ustawy zakazującej zakrywania twarzy. Kontrowersyjna akcja nie spodobała się nawet kolegom z jego własnej partii, którzy odcięli się od pomysłów lokalnego samorządowca.

Zła interpretacja

Tak skrajne reakcje są wynikiem tego, iż lokalni działacze nie przemyśleli swojego eventu. W opinii wielu nawoływali oni do noszenia burek. To zaś większości Holendrów kojarzy się ze zniewoleniem kobiet w wierze muzułmańskiej i ich niższą, podległą mężczyźnie rolą. Lewicowy postulat stał się więc prawicowym żądaniem zachowanie statu quo, godzącym w równość i prawa kobiet. Takie postulaty zaś na festiwalu typu Pride, odbierane były nawet jako prowokacja nie tylko przez Muzułmanów, ale nawet homoseksualistów czy inne mniejszości. Polityk jednak nie wycofuje się z całej akcji i nadal z uporem stara się tłumaczyć, iż nie o to mu chodziło.