Szparagowy problem Holendrów- wywiad

Temat szparagów, to dla Polaków jeżdżących do Holandii, temat rzeka. Każdy zna kogoś, kto jeździł na wykopki i dorabiał w ten sposób. Dla wielu  była to zaś często pierwsza praca w Niderlandach. Jak to jednak wygląda od drugiej strony? Nasz dziennikarz rozmawiał z jednym z plantatorów tego smacznego warzywa.

- Dzień dobry

- Dzień dobry

- O, mówi Pan po polsku?

- Nie (przechodząc już na niderlandzki) poznałem parę Waszych słów. „Dzień dobry”, „Jak se masz” „Czesc” oraz trochę przekleństw, ale te znają chyba już wszyscy Holendrzy.

-Zawsze to coś, nie chciał się Pan kiedyś nauczyć polskiego, w końcu współpracuje pan z moimi rodakami.

- Kiedyś nawet się nad tym zastanawiałem. Mam w domu rozmówki polsko-holenderskie. Na szczęście rozwój techniki sprawił, że Google Translate, ułatwiło kontakt. Wielu pracowników zna przynajmniej podstawy angielskiego, a to w tej pracy w zupełności wystarcza. Zresztą nauka waszego języka staje się coraz mniej opłacalna.

- Z jakiego powodu?

- Bilans ekonomiczny. W tym sezonie ceny szparagów są wyjątkowo niskie. Zatrudniłem kilku Polaków do zbiorów, ale ich praca jest już na granicy mojej opłacalności. Mogą zapomnieć o podwyżkach, bo i tak ja już ledwo wiążę koniec z końcem. Myślałem nawet, czy w tym roku nie zaorać nawet pola. Paradoksalnie ciepły luty i cała łagodna zima doprowadziły to tego, że warzywa wyrosły szybciej, jest ich też więcej, co powoduje, że w skupie kosztują one marne centy. A gdzie tu mój zysk, a gdzie tu prąd, ceny folii, amortyzacja maszyn, czy właśnie wynagrodzenia dla Pana rodaków. Nie chce się poddawać, więc zaciskam zęby i zbieram plony w tym roku. Najwyżej nie pojadę na wakacje, trudno. Szkoda mi pracy, jaką poświęciłem, ale jeśli tak będzie również za rok czy dwa, to nie widzę siebie w tej branży.

- Czyli, jak rozumiem, sytuacja w tym roku nie wygląda dobrze, próbował Pan ograniczyć jakoś koszty?

- Problem w tym, że nie jest to tak proste jak może się wydawać. Szparagi rosną, trzeba je zbierać. Do zbioru potrzebni są ludzie. Każdy z nich pracuje w określonym tempie. Nie mogę zatrudnić mniej pracowników, bo nie będą się wyrabiać. W takiej sytuacji albo musiałbym im zapłacić więcej, by wyrabiali nadgodziny, albo pozwolić im na to by obrabiali pole dłużej. W tym drugim przypadku niestety szparagi urosną ponadwymiarowe i zarobię na nich jeszcze mniej. Tak czy tak źle.

- A jak sprawują się Polacy?

- Od kilku lat zatrudniam ich poprzez jedną i tę samą agencję zatrudnienia. I trzeba powiedzieć jestem zadowolony. W ciągu 5 lat sytuacja była bardzo dobra. Przez trzy lata z agencji przyjeżdżał taki 30 latek, Filip. Strasznie robotny facet. Zaproponowałem mu nawet prace po zbiorach. Teraz pracuje już u mnie od 2 lat na stałe. Jest taką pomocą w gospodarstwie. Dobry dzieciak i sprzęt potrafi naprawić i krowy oporządzić. Sam jest ponoć ze wsi. Lubię takich konkretnych ludzi.

- Czyli nie ma Pan złych wspomnień z naszymi rodakami?

- Tego nie powiedziałem. Jesteście dobrymi pracownikami. Niestety od piątkowego wieczora jest tragedia. Kiedyś miałem grupę, mieszkali u mnie w domku dla gości. Zrezygnowałem z tego. Ciągły hałas imprezy w weekend. Ja rozumiem, że po pracy trzeba, nawet należy się rozerwać, ale to co tam się działo to była przesada. Kiedyś musieliśmy ściągać policję. Dlatego pozostawiam obecnie zakwaterowanie w gestii agencji pracy. Więcej tego błędu nie popełnię.

Zresztą i tak pewnie ten rok to ostatni rok z Wami, no może jeszcze następny sezon, ale potem chyba koniec…

- Dlaczego?

- To ja powinienem zadać to pytanie (śmiech), nie przygotował się Pan do rozmowy, co? (śmiech).
- Chodzi Panu o to, że Polacy nie chcą już przyjeżdżać?

- A jednak Pan coś wie. Tak z roku na rok widzę, że co raz mniej chętnych jest do pracy na gospodarstwie. 5 lat temu, pomimo kryzysu, to agencja pracy informowała, że ma wielu Polaków na jedno miejsce, że mogę wybierać w najlepszych ofertach. Teraz mówią, że niby nadal tak jest, ale widzę po ludziach, że coraz więcej z nich ma trochę do tego dwie lewe ręce. Mniejsza wydajność, niektórzy potrafią sobie nawet sami krzywdę zrobić nożem podczas wycinania.

(rozmówca chwilę milczał)

Ja nie znam się zbytnio na polityce. Rozmawiałem jednak z moim kolegą po fachu. Ma gospodarstwo w sąsiedniej wsi. To generalnie trochę taki stary pierdoła (śmiech), ale ogląda praktycznie każde, możliwe wiadomości, również takie z Polski. Ostatnio mówił o programie dotacji plus.

-500+?

- O właśnie tak. Wasz rząd daje pieniądze za każde dziecko. To widać w Holandii. Kiedyś przyjeżdżali ludzie, którzy musieli zarobić na trójkę dzieci, ostatnio sami bezdzietni się pojawiają. Z tego co wiem, 500 zł to w Polsce dużo pieniędzy. Nie dziwię się, że nie chcecie przyjechać. Bezrobocie podobno w Polsce niskie, a ludzie nie chcą pracować tutaj za 10-11 euro na godzinę. A ja nie mogę dać więcej, bo sam nie zarobię na utrzymanie. Szkoda, bo naprawdę lubię Polaków. Wiem, że marudzę, ale to właśnie Pana rodacy wyzwolili te tereny. Gdyby nie oni, kto wie, czy nie mówiłbym teraz po niemiecku (na twarzy gospodarza pojawił się wyraźny grymas).

-To, jakie ma Pan plany na przyszłość?

- Za rok pewnie znów zgłoszę się do agencji. Jeśli ceny szparagów wzrosną to może uda mi się wysupłać to euro, półtorej podwyżki. Jeśli nie, no cóż, biznes musi się kręcić. A Wy nie jesteście jedyni. Są jeszcze Rumuni, Bułgarzy. Oni są gotowi pracować za niższe stawki. Nie są tak roszczeniowi jak Wy. Proszę jednak tego nie traktować jak obrazę, (rozmówca lekko się zmieszał). Chodzi mi o to, że byłem kiedyś ze znajomymi na offroadzie w Rumuni. To piękny kraj, ale dużo biedniejszy niż Polska. Tam 10 euro za godzinę to dużo pieniędzy. Zresztą pewnie Pan sam wie, jak to wygląda. W Polsce, słyszałem, też dużo Ukraińców jest ostatnio.

-Tak to prawda

- Widzi Pan i koło się zamyka. Wy przyjeżdżacie do Holandii, a w Polsce na wasze miejsce firmy muszą zatrudniać Ukraińców. Sami staliście się taką Holandią, jak my byliśmy kiedyś dla Was. To najlepiej świadczy o tym, że gospodarczo macie się coraz lepiej. Nie dziwi więc, że chcecie więcej niż te 5 czy 10 lat temu. To normalne. Dlatego, z tego co wiem, zmienił się target. Polacy nadal pracują w Holandii, ale coraz częściej są to specjaliści świadczący usługi dla dużych firm. Oni tu zostają potem na stałe i zarabiają pewnie więcej niż ja (śmiech). W końcu będzie więc tak, że na pracę na polu spojrzycie tak, jak patrzą na nią Holendrzy. Za ciężka robota, za niska płaca i już całkowicie przestaniecie przyjeżdżać.