Strajk KLM wprowadza chaos na lotnisku Schiphol

Holandia, godząc się na to, łamie prawa człowieka  

W sobotę 23 kwietnia personel naziemny holenderskich linii lotniczych – KLM rozpoczął strajk na lotnisku w Schiphol. Pracownicy nie pikietowali, nie wręczali podróżnym ulotek, a po prostu przestali pracować na kilka godzin. Efekt? Port lotniczy ogarnął chaos. Wiele lotów zostało odwołanych, a w terminalach koczowały tysiące ludzi, którzy nie mieli pojęcia, co mają zrobić. Sytuacja była tak zła, iż chociaż strajk dość szybko dobiegł końca, władze lotniska apelowały do podróżnych, aby ci jeszcze przez parę godzin nie przyjeżdżali na Schiphol.

Gorący okres

Pracownicy KLM nieprzypadkowo zaplanowali swój strajk na sobotę. Był to bowiem jeden z najbardziej ruchliwych dni w roku. 23 kwietnia przez teren portu lotniczego przewinęło się blisko 200 000 pasażerów. Wszystko z racji wakacji, na jakie wyjeżdża wielu holendrów w tym okresie.
Przy takim natłoku pasażerów port lotniczy, zamiast wystawić dodatkowych pracowników, by ci pomogli, np. w odprawie, musiał nagle borykać się z ogromnymi brakami kadrowymi.

 

Chaos

Wszystko to doprowadziło do ogromnych kolejek w punktach odbioru i nadawania bagażu, czy miejscach odpraw. Podróżni musieli stać czasem godzinami, by się odprawić, nie mając pewności czy uda im się odlecieć. Liczba lotów została ograniczona z racji naprawy dwóch pasów startowych. Maszyny więc tłoczyły się na pozostałych pasach, doprowadzając do ogromnego napięcia grafiku. Napięcie to w połączeniu z problemem dotyczącym załadowania i rozładowania samolotów sprawiło, iż niektóre maszyny po prostu tego dnia nie oderwały się od ziemi lub uczyniły to z kilkugodzinnym opóźnieniem.

 

Dziki strajk

„Dziki strajk” pracowników KLM, czyli taki zorganizowany oddolnie, bez udziału związków zawodowych, trwał na lotnisku do południa. Podczas tego protestu podjęto rozmowy z kierownictwem linii lotniczej. Pracownicy KLM od dłuższego czasu narzekają na ogrom pracy, braki kadrowe i niskie wynagrodzenia, przez co ich praca ponad siły nie jest nawet należycie honorowana. Jak skończyły się owe negocjacje? Tego żadna ze stron nie chce przekazać.

 

Prośba do pasażerów

Gdy zaczął się strajk, władze lotniska poprosiły pasażerów linii KLM, by ci przybyli do portu nie z 2, a 3-godzinnym wyprzedzeniem. Wszystko z racji możliwej zmiany bramek i małego chaosu. Szybko jednak okazało się, iż problemy są tak duże, iż poproszono wszystkich pasażerów, aby nie przybywali na lotnisko bez uprzedniego sprawdzenia, czy ich maszyna planowo wystartuje.
By utrudnić ludziom przybycie, zdecydowano się nawet zamknąć nawet autostradę. „Ze względu na strajk na Schiphol i związane z nim względy bezpieczeństwa zjazdy na Schiphol z autostrady A4 Haga – Amsterdam są obecnie zamknięte w obu kierunkach” – powiedział Rijkswaterstaat. Żandarmeria zawracała podróżnych chcących dostać się na lotnisko.
Część pasażerów, będących już w porcie lotniczym, zdecydowała się koczować na lotnisku. Część zaś postanowiła spróbować szczęścia i poszukać miejsca w maszynach startujących z okolicznych lotnisk w Holandii, Niemczech, Belgii czy Francji, do których udawali się pociągami lub własnymi samochodami.

 

Źródło:  Ad.nl