Sto tysięcy zwierząt spłonęło żywcem

Wielka tragedii na jednym z gospodarstw w Groningen. Na skutek pożaru spłonęło tam sto tysięcy kurczaków.

W Kiel-Windeweer, w Groningen lokalni gospodarze prowadzili ogromną fermę kur. W dwóch bardzo dużych szopach rolnicy mieli ponad sto tysięcy dorosłych osobników i pisklaków. Wszystkie te zwierzęta zginęły tragiczną śmiercią.

 

Pożar

Straż pożarna otrzymała pierwsze raporty o pożarze w niedzielę, około godziny 5:30. Rozmówcy dzwoniący pod numer alarmowy informowali, iż z jednego ze znajdujących się na farmie budynków zaczyna wydobywać się gęsty dym. Do akcji natychmiast zadysponowano kilka wozów gaśniczych. Gdy jednak po parunastu minutach pierwsze jednostki dotarły do Kiel-Windeweer, było już praktycznie pewne, że będą potrzebne kolejne zastępy strażaków.

Strażacy przegrywają walkę

Ogniem zajęły się bowiem dwie niskie stodoły, które służyły za miejsce chowu drobiu. Płomienie były bardzo duże i rozprzestrzeniały się szybko po kompleksie. Strażacy rozpoczęli gaszenie, ale wkrótce okazało się, iż nie mają szans z żywiołem, który „zjada” na wpół drewniane zabudowania. Dowodzący akcją z wielkim trudem, ale jednak musiał przyznać, że nie jest w stanie wygrać z ogniem i uratować budynków. Cała akcja gaśnicza ograniczyła się wiec do kontrolowania pożaru i zapewnienia bezpieczeństwa pozostałym budynkom fermy.

 

W pożarze, niedaleko Groningen, śmierć poniosło ponad
100 000 zwierząt.

 

Smutne podsumowanie

Decyzja ta była jeszcze trudniejsza z racji tego, iż w płonących budynkach znajdowało się ponad 100 000 zwierząt. Były to młode kurczaki. Wszystkie je czekała śmierć w męczarniach. Na skutek nadciągającego ognia zwierzęta w swoich ostatnich chwilach musiały tratować się wzajemnie, próbując uciec. Tłoczyły się w nie objętych jeszcze pożogom miejscach. Szczęściem w nieszczęściu jest to, iż większość z nich udusiła się dymem, a nie spłonęła żywcem. Straty w inwentarzu żywym właściciele fermy szacują na dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy euro. Do tego doliczyć trzeba jeszcze całą utracona w pożarze infrastrukturę. Na szczęście wiele wskazuje na to, iż rolnik był ubezpieczony i może liczyć na przynajmniej częściową rekompensatę strat.

 

Podczas pożaru dym unoszący odór palonej skóry i piór sprawił, że strażacy nakazali, by ludność okolicznych wiosek zamknęła wszystkie okna, drzwi i w miarę możliwości nie opuszczała domów, w niedzielny poranek do momentu, aż zniknie ogromne zadymienie.

 

Strażacy od wczoraj starają się odnaleźć przyczynę pożaru. Wiele wskazuje, iż mógł on być spowodowany zwarciem w instalacji elektrycznej, ale na oficjalny raport należy poczekać kilka dni.