Spadochroniarz ląduje na wybiegu w Ouwehands

Spadochroniarz ląduje na wybiegu w Ouwehands

W sobotę, 11 stycznia przechodnie, którzy wybrali się zaczerpnąć świeżego powietrza w lesie niedaleko Grebbeberg nagle zmienili się w ratowników. Ruszyli wraz z biegaczami i rowerzystami nieść pomoc spadochroniarce, którą zniosło i która wylądowała między drzewami. Kobieta jednak miała sporo szczęścia, przeżyła. Poszkodowana nie skakała sama. Jej kompan wylądował w o wiele dziwniejszym i potencjalnie bardziej niebezpiecznym miejscu.

„Właśnie jechałem na rowerze, kiedy poproszono mnie o pomoc. Od skrzyżowania z Cuneraweg wskazałem ambulansowi drogę do miejsca, w którym leżała osoba” – powiedział jeden z kolarzy niosący pomoc kobiecie, która wylądowała w lesie na spadochronie. Mężczyzna był zszokowany tym, co zastał między drzewami. „W tamtej chwili było bardzo mgliście. Nie sądzę, żeby pogoda była dobra na wyskakiwanie z samolotu” – stwierdził w rozmowie z dziennikarzami AD.

 

Na noszach

Kobieta została wyniesiona z lasu na noszach. Karetka bowiem nie mogła dotrzeć do samego miejsca wypadku. Poszkodowana była przytomna i odczuwała ból, ale co najważniejsze żyła i nic zagrażającemu jej życiu się nie stało. Około godziny 14 z nalazła się w ambulansie i pojechała do szpitala.

 

Wybieg

Sporo szczęścia miał też jej kolega. Mężczyzna, tak jak i wspominana wyżej kobieta mieli wylądować w parku sportowym Candia '66. Ich skok miał być elementem upiększającym imprezę związaną z otwarciem tam nowego boiska. Niestety warunki atmosferyczne, w tym mgła, zrobiły swoje i oboje dotknęli ziemi gdzie indziej.
Gdzie więc wylądował mężczyzna? Jak już wspomnieliśmy wyżej, na wybiegu.

Małpy

Jakim wybiegu? Konkretnie wybiegu dla małp. Zniosło go bowiem nad zoo Ouwehands w Rhenen. Sytuacja ta zszokowała gości i personel, ale nie małpy. „Wszystko skończyło się dobrze. Spadochroniarz wylądował bezpiecznie. Na szczęście bonobo, wielkie małpy człekokształtne, były w środku, w budynku, bo teraz na dworze jest dla nich za zimno” – przekazał mediom dyrektor parku.

 

Pech czy szczęście

Spadochroniarz lekko się poobijał, ale był w stanie opuścić park na własnych nogach. Pracownicy wskazują jednak, iż człowiek ten miał więcej szczęścia niż rozumu. „Mógł po prostu wylądować w wybiegu dla słoni afrykańskich, wyobraźcie sobie, takie przestraszone szalejące stado. Albo nawet wśród lwów i tygrysów” – mówi dyrektor, który nie za bardzo rozumie jak doszło do tej sytuacji.

 

Strefa zakazu lotów

Nad zoo znajduje się bowiem strefa zakazu lotów. Została ona stworzona specjalnie dla ogrodu.  „Ma to właśnie na celu zapobieganie przestraszeniu naszych zwierząt hałasem, samolotami lub bezpańskimi spadochroniarzami” – komentował dyrektor, który wskazuje, iż odbędzie sobie rozmowę ze skoczkami. Nie ma bowiem pojęcia, jak można było do tego dopuścić ani jak można było skakać w takich warunkach. Skoczkowie mogli bowiem zginąć, kobieta nadziana na gałęzie, a mężczyzna w paszczy lub pod nogami dzikich zwierząt.

Źródło:  AD.nl