Sąsiedzki problem, czyli porzucone polskie auto

Czy jeden dobrze zaparkowany samochód może stanowić problem dla lokalnej społeczności? Okazuje się, że tak. Srebrnoszary Peugeot 407, na polskich tablicach rejestracyjnych, jest ewidentnie nie wspak mieszkańcom Lievenshovelaan w Bergen op Zoom. Czemu polskie auto stało się tak problematyczne?

Peugeot 407

Peugeot 407 stoi prawidłowo zaparkowany na Lievenshovelaan. Gdy maszyna pojawiła się na przydrożnym parkingu, nikomu nie wadziła. Kierowca zaparkował tak jak trzeba. Wysiadł z auta i zamknął pojazd. Nic nadzwyczajnego. Nikt też z lokalnych mieszkańców nie miał nic przeciwko, by zaparkowała tam polska maszyna. Nie było nawet najmniejszych bowiem podstaw, by mieć coś przeciwko temu. Teraz jednak mieszkańcy są innego zdania.

Co spowodowało zmianę nastawienia lokalnej społeczności? To, iż polskie auto stoi już na parkingu od ponad pół roku. Właściciel pojazdu zaparkował nim w lutym. Od tego czasu auto stoi nieruszone, a pojazd zaczynają powoli obrastać chwasty. Niektóre z nich mają już nawet metr wysokości. Widok ten zaś mocno kuje w oczy w schludnej okolicy.

Śmierć, zawał, epidemia

Początkowo mieszkańcy Lievenshovelaan podchodzili do sprawy dość wyrozumiale. Wielu za całą sytuację obwiniło epidemię. Stwierdzili, iż Polak musiał zostawić auto, wrócić do kraju, a potem utknął. Może zachorował albo na skutek zamknięcia granic nie mógł wrócić do Niderlandów po swoje cztery kółka. Czas jednak mijał. Peugeot 407 pokrywał się coraz bardziej kurzem, a właściciela jak nie było, tak nie ma. Ludzie zaczęli wysnuwać więc kolejne teorie. O tym, iż kierowca zmarł, poważnie zachorował albo ma chorobę Alzheimera i nie pamięta, gdzie zostawił pojazd.

Polskie auto nie do ruszenia

W pewnym momencie mieszkańcom do głowy przyszła pewna teoria mówiąca, iż samochód ten mógł paść ofiarą kradzieży lub brał udział w przestępstwie. Sprawę zgłoszono więc w kwietniu funkcjonariuszom lokalnej komendy. W policyjnej bazie danych maszyna nie widniała jako skradziona. Żaden pojazd tego typu nie figurował też jako narzędzie przestępstwa. Ponadto holenderska policja stwierdziła, iż nic więcej w sprawie nie może zrobić. Pojazd jest bowiem prawidłowo zaparkowany.

Gmina również umyła ręce. Stwierdzono bowiem, iż nie można zlecić odholowania pojazdu, ponieważ polskie auto to nie jest wrakiem. Sytuacja była patowa, do czasu…

 

Coś się dzieje

Wszystko wskazuje bowiem na to, że pomysłowi Holendrzy wzięli sprawę we własne ręce. Z pojazdu, w ostatnich dniach, zaczęły znikać kołpaki, zeszło też powietrze z opon. Ktoś zdemontował logo marki, inny ściągnął listwę z tylnego zderzaka i zabrał kołpak. Wygląda więc na to, iż społeczność Lievenshovelaan wzięła sobie na poważnie informacje o tym, iż można odholować tylko wrak.