Sąsiedzka pomoc

Życie w XXI wieku daje nam różne możliwości komunikacji. Jeszcze nigdy kontakt z całym świtem nie był tak tani, szybki i prosty. W tym wszystkim wielu zapomina jednak, iż czasem można zwyczajnie porozmawiać czy odwiedzić sąsiadów. Taki właśnie brak kontaktu doprowadził do tragedii w Delfshaven.

Staruszkowie

Para staruszków mieszkała w jednym z domów w Delfshaven. Wiedli zwykłe spokojne, życie, mierząc się z ogromem lat. Sąsiedzi widywali ich czasem, jak jeździli na zakupy czy wychodzili przed dom. Od jakiegoś czasu „dziadkowie” jednak przestali się pojawiać. Na początku nikt tego nie zauważył, wszyscy byli bowiem zajęci swoimi sprawami. W pewnym momencie jednak ktoś postanowił opuścić swoją strefę komfortu i skontaktować się z sąsiadami w podeszłym wieku. Działania te nie przyniosły jednak rezultatów. To wzbudziło dość duże podejrzenia, które przerodziły się w telefon na komendę.

Patrol

Policjanci, którzy przybyli na miejsce również nie umieli dostać się do domu. Nikt nie odbierał telefonów, nie otwierał drzwi. W końcu funkcjonariusze zdecydowali się, iż wezwą fachowca, który otworzy zamek tak, by mundurowi mogli wejść do środka. Gdy skoble puścili i oficerowie weszli do mieszkania, byli świadkami bardzo smutnej, wręcz dołującej sytuacji. Przy schodach leżała przytomna, ale bardzo słaba kobieta. Staruszka mogła ledwo mówić, nie mówiąc już o krzyczeniu czy wzywaniu pomocy. Była jednak świadoma tragizmu całej sytuacji. Widząc to funkcjonariusze natychmiast wezwali karetkę. Istniało bowiem uzasadnione prawdopodobieństwo, iż kobieta spadła ze schodów i połamała sobie coś więcej niż tylko nogi. Istniało ryzyko pęknięcia miednicy czy nawet kręgosłupa. Idąc dalej natrafili na drugiego domownika. Początkowo wydawało się, że mężczyzna śpi, gdy policjanci podeszli bliżej okazało się, iż powoli zaczął już sinieć, nie żył.

Gdyby sąsiedzi zainteresowali się losem swoich sąsiadów wcześniej, całej tragedii być może dałoby się zapobiec. 

 

Śmierć

Policja nie informuje, w jaki sposób doszło do śmierci mężczyzny. Lekarze nie zdradzają również informacji o jego stanie zdrowia. Nie można więc powiedzieć, czy zmarł on z przyczyn naturalnych (starość), czy też np. na skutek tego, iż nie dostał odpowiednich leków, z powodu tego, że jego partnerka leżała sparaliżowana na podłodze. Wątpliwe jest jednak, by z racji na wiek kobiety i tragizm całej sytuacji, służby kiedykolwiek udzieliły takich informacji.

Ze sprawy tej płynie jednak bardzo wyraźny morał i przestroga. W teorii żyjemy jako lokalna sąsiedzka wspólnota, ale w praktyce każdy patrzy tylko na siebie. Czasem warto zainteresować się innymi, podejść, zapukać, porozmawiać. Gdyby w Delfshaven ludzie zareagowali szybciej, być może tragedii można by było uniknąć, a para przeżywałaby rasem dalsze lata jesieni życia.