Samorządy grożą agencjom pracy zatrudniającym Polaków

Agencje pracy zatrudniające obcokrajowców w Królestwie Niderlandów otrzymują w ostatnich dniach listy z ostrzeżeniami. Wiadomości tych nie piszą jednak rozgoryczeni pracą w nich Polacy, a gminne władze samorządowe Westlandu. Wszystko z powodu między innymi transportu naszych rodaków do i z pracy.

Nowe przepisy

Kilka dni temu w życie weszły nowe obostrzenia dotyczące wykorzystania pojazdów w dobie epidemii COVID-19. Wedle nowych ustaleń władz podróżujący mają w nich znajdować się w odległości nie mniejszej niż półtora metra. W praktyce oznacza to, że samochodem osobowym mogą jechać maksymalnie dwie osoby, a busem maksymalnie trzy wliczając w to kierowcę. Obostrzenia te dotyczą nie tylko transportu publicznego, ale i prywatnych pojazdów.

 

Z przymrużeniem oka

Nowe prawo weszło w życie i spowodowało już wiele zatrzymań, w tym opisywane na naszych łamach zatrzymanie autobusu pełnego pracowników w Venlo.
Władze gminy Westland, w której w szklarniach pracuje wielu Polaków, podeszły do tej kwestii jednak bardzo liberalnie. Powiedziały bowiem, że sprawdzanie przepełnionych busów z pracownikami z Polski lub Bułgarii nie będzie priorytetem tamtejszej policji. Wszystko dlatego, iż byłoby to niekorzystne dla przemysłu spożywczego, co mogłoby skutkować nawet tym, że ludzie nie mieliby świeżych warzyw i owoców na stołach.

 

Wściekłość regionów bezpieczeństwa

Decyzje gminy wywołały wściekłość wśród władz regionów bezpieczeństwa. Burmistrz Hagi Johan Remkes, będący zarazem przewodniczący regionu bezpieczeństwa Haaglanden, nie szczędził gorzkich słów wobec władz Westlandu. Wprowadzenie „zamieszania” dotyczącego transportu pracowników zarobkowych to jedne z najdelikatniejszych uwag, jakie padły na spotkaniu regionu.

 

Agencje pracy otrzymują listy

Sytuacja ta spowodowała, iż władze w Hadze postanowiły w tamtejszym regionie bezpieczeństwa wysłać list z ostrzeżeniem do wszystkich agencji pracy działających na ich terenie. Samorządowcy wskazują w nim dokładnie, jak działają nowe przepisy oraz zapewniają, iż będą z całą stanowczością karać za ich ignorowanie. Nie będzie taryfy ulgowej, nie będzie upomnień, tylko wysokie mandaty dla pracowników i grzywny dla firm. Jak zauważają bowiem władze, nie można szachować życiem Polaka czy żadnego innego pracownika.

 

Dla dobra Polaków?

Agencje pracy otrzymują listy, a policja zasadza się na polskie busy, czy to wszystko jednak dla dobra naszych rodaków? Oficjalnie mówi się, iż wiele osób w jednym miejscu to potężne ryzyko zakażenia i trzeba ograniczać skupiska ludzkie do minimum. Z drugiej, warto zwrócić uwagę na sytuację w Hadze. Miasto poinformowało ostatnio, że jego budżet na skutek epidemii bardzo się skurczył. To zaś w sytuacji, gdy służba zdrowia wydaje znacznie więcej, niż miała zagwarantowane w budżecie, grozi potężną dziurą finansową.

Co jedno ma wspólnego z drugim? Każdy mandat to od 300 do 400 euro do kasy miasta. Polacy jeżdżący busami mogą zaś być łapani hurtem zarówno kiedy jadą do i z pracy. Teoretycznie więc nasz rodak może otrzymać nawet dwa mandaty dziennie, jeśli tylko okaże się, iż w pojeździe, którym jedzie, nie ma wystarczająco dużych odległości. Łącząc to wszystko z ilością agencji pracy i dziesiątkami ich busików, kwoty te mogą robić wrażenie.

 

Problematyczny powrót do Polski

Agencje pracy po otrzymaniu tego oficjalnego pisma mogą mieć jeszcze jeden problem. Dotyczy on transportu do Polski. Jeśli w obrębie miasta bus może kursować kilkukrotnie, tak w przypadku trasy do ojczyzny robi się problem. Zwykle nasi rodacy podróżowali w dziewiątkę, teraz jest to niemożliwe. Firma musiałaby podstawić kolejne dwa busy lub wynająć autobus, a to są dodatkowe koszty. Kto je pokryje? Agencje pracy, by nie zbankrutować w ten lub inny sposób zapewne odbiją sobie wszystko na naszych rodakach.