Rząd zataja prawdziwe informacje na temat zbrodni, jakich dopuszczają się nielegalni emigranci?

Ta afera może poważnie wstrząsnąć holenderskim społeczeństwem. Władze manipulowały przy danych dotyczących przestępczości emigrantów z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, którzy dostali się nielegalnie do Holandii. Prawda jest o wiele brutalniejsza, niż tego by chcieli politycy.

Piękne dane

Z opublikowanych na początku tego tygodnia informacji wynika, że w zeszłym roku miały miejsce 4600 incydenty z udziałem osób ubiegających się o azyl. W zestawieniu tym widnieją głównie kradzieże sklepowe lub kieszonkowe, ale także nadużycia, czy przypadki wandalizmu. Około połowa, bo 2610 spraw trafiło do prokuratury. Zaś ponad 1700, to przypadki recydywy, tyczącej się przede wszystkim zaboru mienia o niewielkiej wartości. Niektóre z tych wykroczeń nie kończą się ugodą z prokuratorem i trafiają do sądu. Wymiar sprawiedliwości uznaje za winnych około 90% podejrzanych. Zestawienie nie wskazuje, ilu z nich otrzymuje karę grzywny, czy trafia do więzienia.

 

Wedle danych statystycznych osoby, popełniające przestępstwa, mają od początku bardzo nikłe szanse na otrzymanie azylu w Holandii. Schodzą bowiem na złą drogę, ponieważ nie mają nic do stracenia. Ewentualne złapanie i późniejsze więzienie sprawi, iż opóźni się ich deportacja, pozostaną więc dłużej w Holandii.

Holenderskie władze ukrywają  przed obywatelami prawdziwą liczbę ciężkich przestępstw popełnianych przez emigrantów ubiegających się o azyl?

Magia statystyki

Wszystko wygląda więc, na pierwszy rzut oka, wyjątkowo dobrze. Wprawdzie istnieje przestępczość w środowiskach ubiegających się o azyl, ale opiera się ona głównie na kradzieżach batoników w sklepie, czy awanturach między samymi azylantami. Społeczeństwo może więc żyć i pracować spokojnie, ponieważ nie ma się czego obawiać.

Znów sprawdza się stare przysłowie mówiące, że statystyka jest jak bikini. Dużo pokazuje, ale najważniejsze skrzętnie ukrywa. Tym razem ma to miejsce w przypadku przestępstw popełnianych przez ubiegających się o azyl.

Niewygodne pytanie

Raport ten pomimo swojej sielankowości, a może właśnie z racji na nią, wzbudził dość duże oburzenie w holenderskiej Izbie Reprezentantów. Wszystko z powodu kategorii "inne", która stanowi dość znaczący procent wszystkich spraw. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ponieważ nie każde złamanie prawa da się przypasować do każdej kategorii, ale w przypadku tego badania w analizie brak pozycji takich jak przestępstwa seksualne, napaści, rozboje, rozboje z wykorzystaniem niebezpiecznego narzędzia, zabójstwa czy usiłowania zabójstwa. Wszystkie one trafiły właśnie go grupy "inne". Lider jednej z prawicowych partii, Geert Wilders mówi otwarcie o przestępstwie polegającym na manipulowaniu danymi i wprowadzaniu suwerena w błąd. Podobne, choć nie tak ostre, zdanie mają inni politycy nawet z rządzącej większości. Wszyscy domagają się wyjaśnień od sekretarza stanu  odpowiedzialnego za azylantów, dlaczego w taki sposób chciał ukryć ciężkie przestępstwa.

By żyło się bezpiecznej

Działania te mogły być podyktowane poczuciem bezpieczeństwa Holendrów. Nikt nie chciał bowiem siać paniki i wzmacniać nastrojów nacjonalistycznych. Jak wskazują bowiem szacunkowe analizy, w ubiegłym roku miało miejsce około 80 gwałtów, w których sprawcami byli emigranci z Afryki, ponad 50 napaści z użyciem niebezpiecznego narzędzia i ponad 30 zabójstw. Jeśli dodamy do tego inne rozboje i pobicia, również te, które mają miejsce w samych ośrodkach dla emigrantów, czy kradzieży przedmiotów o znacznej wartości, okaże się, że mówimy tutaj o ponad 200 przestępstwach. To zaś stanowi prawie 10% wszystkich spraw, które prowadzi prokuratura względem przybyszów z Algierii, Maroka, Libii czy Tunezji oraz innych krajów Afryki i Bliskiego Wschodu. Takie zaś dane nie spodobają się nie tylko obywatelom, ale i nie przysporzą poparcia liberalnym politykom, którzy są otwarci na przybyszy zza Morza Śródziemnego. To wszystko zaś ma ogromny wpływ przed zbliżającymi się wyborami do Europarlamentu.