Rusza proces w sprawie tragedii Stint w Oss
Rusza proces w sprawie tragedii Stint w Oss. Kierownictwo firmy: „To także dla nas ogromny dramat”
Siedem lat po tragicznym wypadku w Oss, w którym zginęło czworo dzieci, rozpoczął się długo oczekiwany proces karny przeciwko firmom i kierownictwu stojącym za elektryczną bolderką Stint. Już pierwszego dnia emocje były ogromne – zarówno na sali sądowej, jak i poza nią.
„Pytanie co się stało zdominowało nasze życie”
Edwin Renzen, jeden z dwóch oskarżonych liderów firmy Stint, podkreślił w oświadczeniu, że tragedia z 2018 roku odcisnęła piętno także na nich.
„To dla nas, tak jak dla wszystkich – a szczególnie dla rodzin ofiar – potworne wydarzenie. Jesteśmy również rodzicami i wiemy, jak wielkie spustoszenie to przyniosło.”
20 września 2018 roku prowadząca Stinta opiekunka próbowała zatrzymać pojazd przed przejazdem kolejowym w Oss. Według jej relacji hamulce nie reagowały w żadnym trybie, a elektryczna bolderka wjechała prosto na tory, gdzie uderzył w nią nadjeżdżający pociąg. Zginęły cztery dzieci, a kolejne oraz opiekunka zostały ciężko ranne.
Do dziś nie znaleziono jednoznacznej przyczyny, dlaczego Stint nie dał się zatrzymać.
Techniczne wady i zarzuty o świadome wprowadzenie niebezpiecznego produktu na rynek
W procesie stanęli przed sądem dwaj menedżerowie – Renzen i Peter Noorlander – oraz dwie powiązane firmy odpowiedzialne za produkcję i sprzedaż Stintów. Z wcześniejszych raportów niezależnych ekspertów wynika, że pojazdy miały poważne braki konstrukcyjne:
-
nieskuteczne lub niewłaściwie działające hamulce,
-
słabej jakości manetki gazu,
-
brak zabezpieczenia przed niekontrolowanym uruchomieniem,
-
brak możliwości wykonania prawdziwej awaryjnej redukcji prędkości.
Prokuratura zarzuca im, że świadomie dopuścili do obrotu produkt niebezpieczny, nie spełniający wymogów bezpieczeństwa. Oskarżeni mają też odpowiadać za fałszowanie dokumentacji, w której deklarowano zgodność z normami.
Renzen odrzuca te zarzuty:
„Nie uważamy się za winnych śmierci tych dzieci. To nie jest nasza rzeczywistość.”
Podkreśla też, że Stint biorący udział w wypadku nie wykazywał „żadnych technicznych defektów”.
Sześć dni procesu, ogromne emocje i zeznania rodzin
Na rozprawę w sądzie w Den Bosch zaplanowano sześć pełnych dni.
-
W czwartek wystąpią ofiary i rodziny dzieci, przedstawiając własne relacje i przeżycia.
-
W poniedziałek prokuratura przedstawi rekwizytorium, czyli swoją ocenę dowodów i odpowiedzialności oskarżonych.
-
We wtorek głos zabierze obrona – w tym znany duet prawniczy Geert-Jan i Carry Knoops.
Renzen zwrócił się do sądu i publiczności z prośbą, aby nie interpretować ich odpowiedzi jako chłodnych czy wypranych z emocji:
„To nie dlatego, że nie czujemy. Po prostu odpowiadamy z perspektywy technicznej i biznesowej.”
Jedna tragedia – wiele pytań bez odpowiedzi
Choć od wypadku minęło siedem lat, nadal nie wiadomo, co dokładnie zawiodło w Stincie. Proces ma przynieść odpowiedź, czy winę ponoszą twórcy pojazdu, czy też katastrofa była skutkiem splotu niefortunnych okoliczności.
Jedno jest pewne: dla rodzin ofiar i dla całej Holandii jest to sprawa, którą trudno zamknąć. Proces, który właśnie ruszył, ma im choć częściowo pomóc znaleźć sprawiedliwość i zrozumienie.
