Przymusowe świadczenie od drobnego złodzieja

Polak pod wysokim napięciem

Kolejny ciekawy pomysł walki z przestępczością w Niderlandach. Najnowsze wiadomości z Holandii, a konkretniej z Amsterdamu pokazują, iż pierwsza kradzież sklepowa w Amsterdamie nie jest już ścigana przez prokuratora i nie grozi aresztowaniem. Nie oznacza to jednak, iż złodziej jest puszczany wolny.

Nowelizacja przepisów

Nowe przepisy lokalne wprowadzone w stolicy Królestwa Niderlandów zmieniają znacząco podejście do złodziei sklepowych w tym mieście. Sprawa ta dotyczy wszystkich tych, którzy przywłaszczyli sobie coś bez płacenia po raz pierwszy w życiu. Obecnie, jeśli złodziej zostanie złapany, z automatu nakładana na niego jest roszczenie odszkodowawcze (grzywna), o wartości 181 euro. Pieniądze te nie trafiają jednak do budżetu państwa, a wypłacane są ofierze. W praktyce oznacza to, iż złodziej kradnący np. batonika za 1 euro i przyłapany na tym procederze, jeśli właściciel wezwie policję, będzie musiał przekazać sklepikarzowi kwotę równoważną aż 181 takich przysmaków. To wszystko. Złodzieja nie czekają żadne inne konsekwencje, żadne wizyty przed sędzią policyjnym, prace społeczne czy godziny w areszcie. Wszystko, to tylko wypisanie grzywny i krótka pouczająca rozmowa z funkcjonariuszem.

Warunki wystawienia roszczenia odszkodowawczego

Nie jest jednak tak, iż każdy złodziej kończy z obowiązkiem odszkodowania. Najnowsze wiadomości z Holandii wskazują, że by „załapać” się na takie polubowne rozwiązanie sprawy rzezimieszek musi spełnić kilka warunków. Po pierwsze, musi to być jego pierwsze przewinienie tego typu. Po drugie, podczas kradzieży nie doszło do użycia przemocy. Złodziej musi też współpracować po aresztowaniu. W końcu skradzione przedmioty muszą mieć stosunkowo niską wartość detaliczną. Kwota ta nie jest jednak podana co do euro.

Podwójne korzyści

Nowe przepisy w stolicy mają zapewnić dwie korzyści. Pierwsza z nich dotyczy samych funkcjonariuszy. Wniosek o odszkodowanie i rozmowa z zatrzymanym to kwestia kilkudziesięciu minut. W porównaniu z zawożeniem złodzieja do policyjnej izby zatrzymań, doprowadzeniem go do sędziego policyjnego i całej papierologi to gigantyczny przeskok. Jak mówią funkcjonariusze nierzadko cała procedura administracyjna i wypełnienie wszystkich dokumentów potrafiło zająć nawet kilka godzin. W tym czasie zaś mundurowi mogliby być bardziej przydatni i np. patrolować ulice czy interweniować w innych sprawach. Mówiąc krótko, nowe zasady pozwolą ukrócić biurokracje i przerost formy nad treścią.

Druga korzyść to działanie odstraszające. Widmo odszkodowania w wysokości 181 euro w przypadku kradzieży np. perfum za 100 euro powoduje, iż działanie to, staje się całkowicie nieopłacalne. Złodziej, wiedząc, iż zamiast pół dnia odpoczynku w celi będzie musiał zapłacić z własnej kieszeni, zastanowi się dwa razy nad podjęciem działań niezgodnych z prawem.

Pomysł ten pochwalają również psychologowie. W przypadku bowiem młodocianych złodziei, którzy ukradli coś po raz pierwszy w życiu, z „własnej głupoty”, kara pieniężna jest dużo bardziej odpowiednia. Nie wystawia ona bowiem małoletnich na traumę wielu godzin w izbie zatrzymań. W tym przypadku jednak część społeczeństwa uważa, iż „trauma” ta zadziałałaby lepiej niż niecałe 200 euro z kieszonkowego.

W praktyce

Pomysł z odszkodowaniem był testowany w ubiegłym roku w Amsterdam-Zuid. W rejonie tym to nowe podejście przyniosło bardzo pozytywne rezultaty. Dlatego też władze miasta postanowiły wprowadzić ten system na terenie całego miasta stołecznego.