Protest ekologów w Amsterdamie

Poniedziałek upłynął w Amsterdamie pod znakiem protestów ekologów. Działacze grupy Extinction Rebellion zablokowali Stadhouderskade w Amsterdamie, drogę do Rijksmuseum. Stworzyli na niej małe miasteczko namiotowe.

We wczorajszy poranek setki aktywistów działających na rzecz ochrony klimatu, między innymi z grupy Extinction Rebellion, zablokowało jedną z ważniejszych arterii komunikacyjnych miasta. Ekolodzy stworzyli tam mały obóz, stawiając na drodze i w bezpośredniej jej bliskości ponad 50 namiotów. Oprócz rozbicia campingu demonstranci postanowili stworzyć z siebie żywy łańcuch. Usiedli na drodze i łapiąc się wzajemnie za ręce blokowali ruch pojazdów.

 

Szczytne cele

Cała akcja miała w 100% pokojowy wymiar. Część aktywistów tworzyła wspomniany żywy łańcuch, inni siedząc pośród namiotów śpiewali i tańczyli, jeszcze inni prosili przechodniów, by wsparli działania mające na celu walkę z globalnym ociepleniem i ochronę klimatu. W proteście uczestniczyli głównie młodzi ludzie. Studenci, którzy na transparentach i flagach mieli wypisane hasła nawiązujące do pacyfizmu, wolności, ekologii i klimatu. Wielu z nich pytanych, dlaczego to robi, wskazywało na powinność względem następnych pokoleń.

W proteście pojawiły się również akcenty polityczne. Dotyczyły one jednak nie tyle wrogości wobec władz, a chęci ponaglenia rządu w stosunku do redukcji CO2. Protestujący chcieliby, by w ciągu pięciu lat Holandia zmniejszyła emisję dwutlenku węgla do zera. Władza zaś obiecuje zaś, iż dojdzie do tego, najwcześniej dopiero za jakieś 30 lat.

 

Make love not war

Cały protest był niezwykle pokojowy. Działacze stosowali technikę biernego oporu. Wielu z nich uczestniczyło wcześniej nawet w warsztatach na temat prowadzenia protestów i kampanii społecznych bez użycia przemocy. Kursy te miały pokazywać młodym ludziom, co mogą robić, jak mają się zachować i jak współpracować z policją, tak by nikomu nie stała się krzywda.

Rozbicie demonstracji

Policja początkowo jedynie ochraniała demonstracje, niemniej jednak przedłużająca się akcja protestacyjna i spowodowane nią utrudnienia sprawiły, iż funkcjonariusze rozpoczęli „rozmontowywanie” blokady. Około godziny 10 zaczęto namawiać protestujących do rozejścia się, wskazując na prawne skutki ich obywatelskiego nieposłuszeństwa. Część z ekologów posłuchała się wezwań oficerów i zeszła z drogi. Niemniej jednak, praktycznie w tym samym czasie, 100 metrów dalej powstała nowa barykada z ciał ekologów. Stworzyła ją, przybyła w tym czasie na miejsce, około 200-osobowa grupka. W takiej sytuacji mundurowi musieli podjąć bardziej zaczepne działania, ponieważ demonstracja była nielegalna. Zgody na nią nie udzieliły władze miasta.

By nie zaognić sytuacji, policjanci postanowili powoli wyciągać aktywistów z zewnętrznego pierścienia, zatrzymywać ich za zakłócanie porządku i wywozić z dala od newralgicznej blokady. Część z działaczy na rzecz ochrony środowiska nie chciała się poddać i doszło do kilku przepychanek z policją. Nie były to jednak akty przemocy ani z jednej, ani z drugiej strony, a robienie wszystkiego, by nie dać się zabrać. Policji w końcu udało się jednak rozmontować blokadę, umieszczając zatrzymanych w radiowozach i autobusach i wywożąc ich w inną część miasta tak, by nie mogli łatwo wrócić w miejsce protestu.

 

Podobne protesty odbyły się też w Londynie, Sydney czy Berlinie. We wszystkich tych miastach działania miały równie pokojowy przebieg.