Koniec powodzi, ale nie koniec problemów

Wielki wał i wydane miliony euro

Holendrzy odtrąbili wczoraj koniec powodzi, ale sytuacja w kraju nie jest jednak aż tak dobra jak się wydaje. Jak wskazują władze, wysoka fala na Mozie i innych głównych rzekach krainy tulipanów praktycznie przeszła przez cały kraj i nie ma już sytuacji kryzysowych. Dlatego na części obszarów można przestać monitorować wały. Bardzo daleko jest jeszcze jednak do normalności, a każdy nowy dzień rodzi nowe problemy. Dlatego też do akcji, między innymi, ma znów wkroczyć wojsko.

Woda opada, ale to nie koniec

Owo "ale" dotyczy skutków powodzi. Przejście fali kulminacyjnej nie oznacza nagle, iż wszystko wraca do normy. Doskonałym przykładem jest tu sytuacja w Limburgii. Blisko 700 rodzin z Valkenburg zostało praktycznie przymusowo wysiedlonych ze swoich domów. Budynki te zostały bowiem bardzo poważnie zalane, w efekcie czego doszło nie tylko do poważnych zniszczeń wewnątrz, ale i do potężnego zawilgocenia całej konstrukcji. Z tego też względu, przez co najmniej kilka tygodni, nieruchomości te nie będą nadawać się do zamieszkania. Dlatego też gmina rozpoczęła akcję poszukiwawczą, mającą na celu odnalezienie schronień zastępczych dla tych ludzi.

Valkenburg to jedno z najbardziej poszkodowanych miast w Holandii. Ogromna jego część ucierpiała na skutek wysokiej wody, dlatego powodzianie szukali pomocy w sąsiednich gminach. Spora grupa ewakuowanych rodzin znalazła dach nad głową w okolicznych miejscowościach. Niektórych przyjęli krewni i znajomi. Inni nocują w hotelach. Niestety jak wskazuje samorząd, rozwiązanie takie jest chwilowe. Ludzie ci stracili bowiem dorobek całego swojego życia, nie można więc wymagać od nich, aby opłacali zakwaterowanie w hotelach czy pensjonatach. Gminy zaś nie stać na opłacanie ludziom noclegu, gdy większość jej włości leży w gruzach. Również życzliwość i dobroć znajomych i rodziny z czasem też będzie się skończyć.

Wywiad

W obliczu tak tragicznej sytuacji włodarze gminy skontaktowali się z lokalnym nadawcą L1, prezentując w środowy poranek swoją tragiczną sytuację. Okazało się, iż na reakcję Holendrów nie trzeba było długo czekać. Niedawno opisywaliśmy jak mieszkańcy Niderlandów wpłacają datki na konto 777 stworzone dla powodzian, czy organizują się, aby pomagać, troszczyć się zwierzętami z zalanych obszarów. W tej sytuacji nie było inaczej. Linia telefoniczna w gminie rozgrzana jest do czerwoności, przez dzwoniących z całego kraju, oferujących mieszkania i domy na wynajem dla poszkodowanych rodzin. Niektórzy robią to kompletnie za darmo, inni wskazują, iż mogą je udostępnić za symboliczne euro i opłatę zużytych mediów. Gmina widzi więc powoli światełko na końcu tego ciemnego tunelu.

Armia

Wczoraj pisaliśmy, iż niderlandzka armia skończyła działania w walce z powodzią. Okazało się jednak, iż nie oznacza to, że żołnierze mogą wrócić do domów. Wywiązali się oni z powierzonego im zadania. Teraz jednak dostali nowe. Armia ma bowiem pozostać w regionie, aby pomóc zarządowi wodociągów Limburgii w planowanych pracach porządkowych i naprawczych. Trzeba usunąć około 60 000 worków z piaskiem i bigbagów (czyli ogromnych worków o pojemności 1 metra sześciennego), które jeszcze parę dni temu mundurowi sami napełniali i układali na wałach. Armia ma również, w miarę możliwości, pomagać zwykłym mieszkańcom uprzątnąć domy i pozbyć się błota, gruzu, śmieci, czy drzew, jakie zaległ na ich posesjach.