Polska nie wydaje Holandii poszukiwanych ENA

Reguła wzajemności jest znana od tysięcy lat w polityce międzynarodowej. O tej zasadzie przekonali się w tym tygodniu Holendrzy. Holenderski wymiar sprawiedliwości spotkał się dokładnie z tym samym, co sam zaledwie kilka tygodni temu zastosował względem polskich sądów. Polska nie chce wydawać Niderlandom podejrzanych. 

Polska prokuratura nie chce wydawać podejrzanych zatrzymanych na terenie Rzeczypospolitej holenderskim sądom. Jak podaje NRC polskim prokuratorom nakazano zaprzestanie jakiejkolwiek pomocy w ekstradycji podejrzanych do Niderlandów. Prokurator krajowy Bogdan Świeczkowski w liście do poszczególnych prokurator okręgowych wskazuje, iż jednostki powinny podjąć „szczególnie dokładną analizę europejskich nakazów aresztowania wydanych przez władze holenderskie pod kątem istnienia podstaw prawnych do ich odmowy”.

 

Prokuratorska wojna?

Decyzja ta pojawiła się, ponieważ Holandia nie przestrzega tak zwanej zasady wzajemnego zaufania. Pod tym ładnym hasłem kryje się nic innego jak fakt, iż Królestwo Niderlandów zawiesiło przekazywanie podejrzanych do Polski już latem ubiegłego roku. Wszystko w oczekiwaniu na decyzję Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Cała sprawa ma oczywiście podstawy w reformie wymiaru sprawiedliwości, organizowanej przez PIS i niejasnościach w przypadku wyboru sędziów, czy rzekomego ataku na ich niezawisłość. Wszystko to ma odcisnąć piętno na polskim orzecznictwie i grozić sytuacją, w której władza sądownicza będzie podporządkowana władzy ustawodawczej i wykonawczej. Holandia więc, by uniknąć potencjalnego cierpienia niesłusznie, nierzetelnie osądzonych od pewnego czasu bardzo uważnie bada wszystkie sprawy związane z wydaniem podejrzanych.

Barbarzyńska Holandia

Nie jest jednak tak, iż to tylko Holendrzy nie chcą wydawać Polaków. We wrześniu tego roku warszawski sąd zablokował przeniesienie do Holandii dwojga rodziców podejrzanych o porwanie swego dziecka. Chodzi o głośną sprawę rodzicielskiego porwania i ucieczki z kraju. Po zabraniu autystycznego syna z ośrodka w Oisterwijk, rodzice z 7-latkiem poprosili o azyl w Polsce. Sąd w naszym kraju sprzeciwił się wtedy decyzji niderlandzkiej prokuratury o wydanie im rodziców i dziecka. Nie obyło się również wtedy bez epitetów. Kiedy to sędzia prowadzący stwierdził, iż Niderlandy w „barbarzyński” sposób łamią prawa człowieka. Wysnuł również hipotezę, iż 7-letni Martin może zostać zabitym przez lekarzy bez zgody i wiedzy rodziców. Wszystko z racji tamtejszego prawa do eutanazji. Holenderski sąd miał w tej sprawie być również sterowany odgórnie. Wystawił bowiem za rodzicami europejski nakaz aresztowania ze względów nie tyle samych działań rodziców, a kwestii ideologicznych i nacisków politycznych.

Jak można się domyślać, informacja ta nie spodobała się Holendrom.

 

Jak Kuba Bogu

Trudno stwierdzić to jednoznacznie, ale być może ta decyzja polskich władz również wpłynęła na złożenie wniosku do TSUE w październiku. Spirala więc zaczęła się rozkręcać i całą tę sytuację można skomentować słowami „Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie”. Problem jednak w tym, iż pierwszą ofiarą w tej całej sądowej wojence jest sprawiedliwość.