Polscy pracownicy w kleszczach koronawirusa
Coraz więcej dramatycznych informacji z Królestwa Niderlandów. Do redakcji Głosu Polski docierają wiadomości dotyczące wręcz katastrofalnej sytuacji polskich pracowników tymczasowych w Holandii. Polacy zatrudnieni przez agencje pracy tymczasowej borykają się z przepełnieniem w miejscach zamieszkania i brakiem środków czystości. Wszystko to sprawia, że migranci zarobkowi stają się grupą wysokiego ryzyka w Holandii. Tykającą bombą, która może niedługo wybuchnąć, rozpalając ogniska epidemii na ogromną skalę.
Czy FNV pomoże Polakom?
FNV (De Federatie Nederlandse Vakbeweging), największy związek zawodowy w Królestwie Niderlandów otrzymuje codziennie dziesiątki zgłoszeń od przestraszonych Polaków. Nasi rodacy łamanym holenderskim lub po angielsku informują FNV o sytuacji, która w dobie epidemii COVID-19 jest praktycznie niedopuszczalna. Podobne wiadomości otrzymujemy również na naszych czytelników na platformę GP24.
Pani Krystyna z Wrocławia, w połowie stycznia wyjechała do pracy w szklarni na północy Holandii. Wtedy było już głośno o kornonawirusie. Niemniej jednak choroba była gdzieś daleko w Chinach. Nikt tym się nie przejmował. Teraz, jak pisze, w Niderlandach panuje panika związana z epidemią, chociaż obywatele Holandii starają się ją ukrywać przed obcymi. Mieszkańcy Niderlandów boją się pandemii i jeśli to tylko możliwe pozostają w domach. Home office nie dotyczy jednak naszych rodaków. Polscy pracownicy tymczasowi są przerażeni. Jak mówią, nikt się nimi nie przejmuje i nakazuje im pracować, często bez jakikolwiek środków zabezpieczających, zostawiając ich na pastwę "morderczego wirusa".
List do redakcji
„Mieszkamy w jednym z parków wakacyjnych. Nasze domki są na 5 osób, ale z racji, że nie mieszkają tam turyści, ale Polacy wstawiono w nich łóżka piętrowe. Dzięki temu liczba mieszkańców się podwoiła. Mamy jedną łazienkę! Nie mamy prywatności, nie mówiąc już o bezpiecznym odstępie od siebie. Kibel jest cały czas brudny, tak samo kuchnia. Cherlający i zdrowi mieszkają razem. Gdyby tego było mało, są problemy z ogrzewaniem. W domku jest po prostu zimno i rośnie pleśń na ścianach, rano wszystko jest mokre a jak skończy się gaz w butli to w ogóle masakra. Rano w domku 4 stopnie! (…)" - pisze do nas rozżalona wrocławianka."
"Do pracy w szklarni jeździmy starym busem pośrednika. Kierowca nosi maseczkę i ma żel antybakteryjny, ale tylko on dysponuje takimi środkami. Uważa się za boga, bo wiezie nas na robotę. Reszta jeździ bez maseczek. Ostatnio jeden z pasażerów kaszlał na nas i prychał. Kierowca tym się nie przejął. Śmiał się z nas, powiedział tylko, że maseczki są drogie i jak chcemy, sami sobie musimy kupić, albo zrobić (…)."
Praca w szklarni nie należy do zdrowych. Nasz brygadzista Ali, najprawdopodobniej z Maroka, zawsze był złośliwy i wywyższał się nad nami, ciagle ryczy jala-jala-tempo-tempo. Od momentu, gdy w okolicy pojawiły się pierwsze przypadki zakażeń, jest jeszcze gorzej. (…) Sam chodzi w maseczce i kombinezonie malarskim. Kiedyś, gdy jeden z naszych kolegów ze zmiany zapytał czemu nie dostaliśmy środków ochrony, powiedział, że jesteśmy tylko tanią siłą roboczą. „Jak zachorujecie, zatrudnimy nowych Polaków. Proste”. Tego samego dnia chłopak został zwolniony, bo po zmianie chciał wynieść ze szklarni zużytą parę rękawiczek gumowych. (…). Nikt się o nas nie troszczy. Traktują nas prawie jak zwierzęta. Zachorujemy to nasz problem."
Apel do MSZ
Sytuacja jest na tyle trudna, że FNV wręcz przeraził się informacjami od Polaków. Sprawa jest tak poważna, że związek zawodowy zgłosił się do polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych o interwencje w sprawie naszych obywateli. Sprawą tą coraz bardziej zaczynają się również interesować holenderskie media. Te jednak z racji na stały rozwój epidemii w Niderlandach, skupione są głównie na własnych obywatelach. Nasze władze obiecują działania. Niemniej jednak na chwilę obecną nie widać realnych efektów realizacji tego zapewnienia.
Brak zasad
Nasi rodacy, zatrudnieni przez agencję pracy tymczasowej są zdaniem związkowców zdani całkowicie na łaskę firmy. To ona oferują naszym rodakom pracę, mieszkanie i ubezpieczenie. Problem jednak w tym, że większość z nich daje tylko obowiązkową opiekę. Wiele z nich nie zapewnia nawet podstawowych środków ochrony przed epidemią. Większość zignorowała nawet wytyczne rządu dotyczące odległości i zgromadzeń (o czym wspominała między innymi wyżej pani Krystyna). FNV wskazuje na łóżka ustawione niecałe 50 cm od siebie, gdy powinno być minimum półtora metra. Związkowcy alarmują również o bulwersujących przypadkach, gdy to Polacy z kaszlem i gorączką pracują dalej, ponieważ w przeciwnym razie stracą pracę więc i dach nad głową. Pracownicy ci, zamiast odpoczywać i leczyć się, spędzają nawet po 10-12 godzin w firmie, gdzie mogą zakażać innych.
Marzenia
Związek wskazuje, iż w takich warunkach każdy pracownik powinien otrzymać jednoosobowy pokój. To jednak, jak ze smutkiem przyznają eksperci z FNV, marzenie, fikcja, która nie ma szans na realizacje. Związkowcy wskazują, że jedyne co zdarza się robić pracodawcom w przypadku chorego pracownika, to odesłanie go na domek lub co gorsze zwolnienie go z dnia na dzień i wyrzucenie na ulicę.
W pracy
FNV wskazuje, iż podobnie zaniedbania zdarzają się również w miejscu pracy. Do FNV doszły niepokojące informacje z centrum dystrybucji i produkcji żywości, gdzie przy taśmach pracują Polacy. Nasi rodacy pracują tam bez maseczek, rękawiczek i środków dezynfekcyjnych. Na hali jest ponad 200 pracowników, między którymi nie ma dostatecznych odległości. Polacy są praktycznie stłoczeni na swoich stanowiskach. Oprócz tego, z racji na ogrom pracy, dowożeni są wciąż nowi pracownicy, często z regionów, gdzie występuje najwięcej zakażeń.
Druga strona medalu
Holenderskie związki zawodowe, pomimo iż alarmują o losie Polaków, to jednak wskazują nieoficjalnie na jeszcze jeden ważny element. W dobie kryzysu Holandia nie może pozwolić sobie na poprawę losu Polaków! Działania te mogłyby bowiem uderzyć w samych Holendrów. Wszystko z powodu ogromnych kosztów, jakie generowałyby choćby przeprowadzki gastarbeiterów do pustych hoteli, czy zapewnienie wystarczającej ilości środków ochrony bezpośredniej. Wyższe koszty pracy, to wyższe ceny choćby w sklepach, a do tego władza raczej nie dopuści.
Światełko w tunelu
Sprawą nie zajmuje się tylko MSZ. Również Ambasada RP w Holandii postanowiła stanąć w obronie naszych rodaków. Oto co dziś można było przeczytać na stronie naszej placówki dyplomatycznej w Hadze.