Polak popłynął na całego w Holandii

Ponton i Polak spływający Mozą

W ostatnich dniach Holandia borykała się z nagłymi powodziami. Aby ratować ludzi i ich dobytek do pomocy strażakom i wolontariuszom ściągnięto wojsko. Wielu Holendrów było przerażonych tym, co się dzieje. Tego samego nie można powiedzieć jednak o pewnym polskim migrancie, których zdecydował się potrenować.

Grill

Niedaleko wzburzonej Mozy, Holender z Heusden rozpalił grilla ze znajomymi. Wspólny posiłek zawsze podnosi na duchu, a widok rzeki pozwalał cały czas obserwować sytuację i zareagować jakby coś złego się działo. Jak opowiedział dziennikarzom mężczyzna, faktycznie stało się coś... może nie złego, ale na pewno bardzo dziwnego.

Scena z Pisma Świętego

W pewnym momencie Holender widzi scenę niczym z Ewangelii Świętego Marka dotyczącej snu Jezusa na łodzi. Na rwących wodach Mozy płynie ponton, w nim zaś znajduje się osoba, która nie przejmuje się tym iż woda się burzy, tym, iż mała dmuchana łódka może w każdej chwili się przewrócić lub rozerwać na niesionych z prądem wody gałęziach. Jej pasażer zachowuje spokój. Wygląda jakby medytował, albo spał. Siedział bowiem przygarbiony niczym Budda, z głową opartą o klatkę piersiową. Na tym podobieństwa jednak się skończyły. Mężczyzna nie podniósł głowy, nie wyrzekł słowa, wzburzona toń się nie uspokoiła.

Akcja ratownicza

Bojąc się o życie pasażera pontonu, Holender postanowił działać. Wsiadł na własną cumującą niedaleko motorówkę i popłynął dogonić ponton. Istniało ryzyko, iż człowiek na wodzie jest nieprzytomny i potrzebuje pomocy. Gdy jednak mieszkańcowi Heusden udało się doścignąć dmuchaną łódkę, okazało się, iż jej załogant po prostu spał. Gdy mężczyzna delikatnie dobił do pontonu i obudził jego kapitana, ten odzyskał rezon. Okazało się, iż jest to Polak. Gdy Holender zaproponował mu, że odholuje go na ląd, nasz rodak stwierdził, że nie potrzebuje pomocy. Jak przekazał dziennikarzom AD Patrick z Heusden, migrant miał powiedzieć, iż musi trenować swoje mięśnie, wiosłując. Holendrowi wydawało się, iż mężczyzna jest kompletnie pijany. Niemniej jednak przystał na jego decyzje. Nie mógł bowiem zrobić nic innego. Awantura czy szarpanina z Polakiem mogła się bowiem skończyć tragicznie, gdyby któryś z nich wpadł do wody.

Holender wrócił więc na ląd, a Polak popłynął z prądem dalej w kierunku Morza Północnego. Co stało się z mężczyzną na dmuchanej łódce? Tego nie wiemy. Na szczęście nikt nie zgłaszał zaginięcia naszego rodaka, a policja nie informowała o wyciągnięciu topielca z wody w tym rejonie. Najprawdopodobniej więc ta dziwna i niezwykle niebezpieczna przygoda zakończyła się happy endem.