Polak dał się ponieść prędkości
Trudno powiedzieć, gdzie śpieszyło się naszemu rodakowi. Być może nie gonił go czas, a po prostu dał się ponieść żądzy prędkości. Równe i szerokie holenderskie autostrady aż zapraszają do naciśnięcia na pedał gazu. Szarżującego obywatela znad Wisły nie zatrzymała jednak policja. Człowiek ten z ruchu wyeliminował się sam.
Świadkowie jadący A1 w poniedziałkowe popołudnie informowali o kierowcy terenówki, która jechała zdecydowanie zbyt agresywnie. Jak wspominają dziennikarzom AD uczestnicy ruchu, którzy mieli wątpliwą przyjemność spotkać się z mężczyzną, ten jechał jak szalony. Nie tylko szybko, ale i niebezpiecznie. Praktycznie nie zwalniał. Gdy na lewym i prawym pasie autostrady były samochody, ten starał się wyprzedzić je oba na raz, wciskając się pomiędzy pojazdy, jadąc środkiem. By uniknąć wypadku, kierowcy musieli zjeżdżać, tak jak w przypadku korytarza życia.
Uszkodzenia
Gdy jedni informowali o kierowcy jadącym dosłownie środkiem autostrady, inni wskazywali, iż nie wszystkim udało się uciec na czas i pędzący pojazd spowodował pewne uszkodzenia u innych uczestników ruchu na A1, między Barneveld i Voorthuizen.
Policja
Sytuacja wyglądała więc wyjątkowo niebezpiecznie. Nie był to wprawdzie kierowca widmo, jadący pod prąd na autostradzie, ale ryzyko było ogromne. Jazda środkiem mogłaby się skończyć tragicznie zarówno dla pędzącego kierowcy jak i dla innych uczestników ruchu, w momencie, gdy któryś z nich nie wykazałby się refleksem i nie zjechał na bok na czas. Pirata drogowego trzeba było więc koniecznie zatrzymać.
Samoeliminacja
Gdy jednak patrol namierzył podejrzany pojazd, stało się jasne, iż nikogo nie trzeba zatrzymywać. Mężczyzna bowiem zatrzymał się sam, rozbijając samochód na barierach ochronnych, na zjedzie w Stroe. Wiele wskazywało na to, iż kierowca pojechał zbyt szybko i zabrakło mu umiejętności lub szczęścia. Wpadł w poślizg i roztrzaskał auto.
Z racji wypadku na miejsce przesyłano również pogotowie. Medycy zbadali ofiarę, którą okazał się nasz rodak. Obrażenia przybysza znad Wisły nie były zbyt duże, o czym może świadczyć choćby to, iż on sam odmówił pomocy medycznej. W zaistniałej sytuacji Polak zamiast na dalsze oględziny do szpitala trafił z racji aresztowania, na komendę w Barneveld.
Źródło: Ad.nl