Polacy stracili wszystko, ale los się do nich uśmiechnął.

Polacy stracili wszystko, ale los się do nich uśmiechnął.

W holenderskich mediach co jakiś czas pojawiają się wiadomości o naszych rodakach. Zwykle jednak nie są to zbyt pozytywne newsy. Przybysze znad Wisły pokazywani są w nich jako złodzieje, awanturnicy, sprawcy lub ofiary przestępstw, czy wykorzystywania przez agencje pracy.
Ta historia zaczyna się bardzo podobnie. Jej koniec jednak jest zupełnie inny, niż można przypuszczać.

W niedzielę AD opisała historię Izabeli i Daniela oraz ich córki. Para szukała w Królestwie Niderlandów nowego domu, nowej lepszej przyszłości. Ich świat jednak szybko się zawalił.
Małżeństwo straciło pracę, straciło później dom, a finalnie nawet i własną córkę, która musiała trafić do schroniska kryzysowego. Sytuacja pary z każdym dniem stawała się coraz gorsza. Polacy musieli zamieszkać w końcu w namiocie, w jednym z niderlandzkich parków. W ostateczności jednak do Polaków uśmiechnęło się szczęście.

 

Dzień w parku

Jak wyglądał dzień tej dwójki? Rano można było ich spotkać w parku Beatrix w Schiedam. Stamtąd rankiem jechali w kierunku Pauluskerk w Rotterdamie. Tam bowiem bezdomni mogli liczyć na coś do jedzenia i picia. Mogli też wziąć prysznic i się umyć, a to bardzo ważne, gdy mieszka się w namiocie w parku, bez dostępu do bieżącej wody i toalety.  Jak to się jednak stało, iż Polacy trafili do parku?

 

Lata w Holandii

Daniel przyjechał do Holandii 15 lat temu. To właśnie w Królestwie Niderlandów poznał swoją przyszłą żonę. Parze urodziła się córka. Ludzie ci wiedli szczęśliwe życie w Holandii. 42-latek zawsze miał pracę. Jaką? Nie był to jakiś stały etat, ale prace oferowane przez agencję. Wszystko układało się doskonale, do momentu aż pół roku temu nasz rodak stracił etat.
Gdy poszedł do agencji po nowy, ta powiedziała, iż nie ma już dla niego zatrudnienia. Brak etatu to też brak dachu nad głową.  Pan Daniel stracił pokój, w którym mieszał razem z żoną i dzieckiem. Rodzina trafiła na ulicę.

 

Barka

Polskiej rodzinie starali się pomóc pracownicy Barki. Jak wskazał w rozmowie z AD jeden z nich, dwójka trafiła do luki w systemie. „Nazywa się ich pracownikami tymczasowymi, ale czy można o tym mówić, skoro pracują tu od 15 lat? W rzeczywistości utknęli w systemie”. Potwierdza to też pracownica socjalna w Pauluskerk. „Utknęli w biurokracji. Rzeczywiście ich sytuacja jest już beznadziejna, a wraz z jesienią i zimą nadchodzi jeszcze bardziej nieprzyjemny czas”.
Jak bowiem nie raz wspominaliśmy, gminy nie oferują schronienia w przytułkach bezdomnym pracownikom migrującym, którzy stracili pracę i nie są zarejestrowani. Ludzie ci powinni wrócić do ojczyzny. Z drugiej jednak strony ta para mieszka na stałe i pracuje w Holandii od kilkunastu lat. Tu urodziła się też ich, obecnie już 14-letnia, córka. Ludzie ci po prostu nie znaleźli domu, bo mieszkali przez lata w lokalu, który wynajmowała agencja pracy. Nie były to może luksusy, ale było w miarę tanio. Było też 1000 razy lepiej niż w obecnym namiocie.

Do ojczyzny

Mimo sytuacji, w jakiej się znaleźli, nie chcieli wrócić do Polski. Chcieli, by ich córka mogła żyć i rozwijać się w Holandii. Tu ma dom, przyjaciół, lepsze szanse na przyszłość.
Zresztą jak wskazywał mężczyzna, nie potrzebują dużo, starczyłby im jeden pokój. Pan Daniel znalazł już nawet pewne rozwiązanie. Chciał się zatrudnić w firmie sprzątającej. Plan ten jednak szybko prysł, gdy jego żona zachorowała. Nie mógł jej zostawić samej w namiocie, gdy on byłby w pracy.
W efekcie dwójka nadal zdobywała środki na życie, zbierając puszki i butelki. Większość tych pieniędzy przekazywali córce, by miała kieszonkowe, by tak jak jej koleżanki w szkole mogła kupić sobie, np. butelkę coli. By mogła żyć w miarę normalnie.

IND

Jak to się jednak stało, iż Polacy mimo tych 15 lat w Holandii nie mogli liczyć na pomoc? Okazuje się, że przez ten czas nie wyrobili odpowiednich dokumentów w IND. Czemu? Nie było czasu, nie było też może i wiedzy, że trzeba to zrobić, była bowiem praca i dach nad głową.

 

Mały cud

Rodzina drżała przez zbliżającymi się chłodami i zimą. Para nie wiedziała, jak przetrwać zbliżające się mrozy. Na szczęście w miniony czwartek okazało się, iż nie muszą się już o to martwić. Ludzie z fundacji Barka, Stroomopelijk i samorządowcy przez ostatni tydzień wręcz stawali na głowie, by pomóc Polakom. Wydawało się, iż dla Damiana i Izabeli nie ma nadziei, a jednak. Dzięki pomocy ludzi i organizacji dobrej woli polska para otrzymała odpowiedni status. Wraz z nim otrzymała też klucze do nowego domu i prawo do kompletu świadczeń socjalnych. Ich córka mogła również wrócić ze schroniska do nowego lokum.

 

W historii tej warto wymienić jeszcze jedną osobę. Michelle van Tongerloo, lekarkę z Rotterdamu. To ona spotkawszy polską parę, opisała ich tragiczną sytuację w mediach społecznościowych, dzięki czemu o naszych rodakach zrobiło się głośno i trafili oni pod lupę urzędników z Schiedam. Czasem więc naprawdę wystarczy dotknąć jeden mały kamyk, by ruszyła lawina dobroci

Źródło:  AD.nl