Polacy śpią w samochodach, nocują pod mostami
Opieka społeczna alarmuje. Coraz więcej migrantów zarobkowych, zwłaszcza przybyszy z Polski, kończy swoją przygodę w Holandii na ulicy. Nasi rodacy nocują w samochodach, w parkach czy prowizorycznych obozowiskach założonych gdzieś w lasach. Pracownicy socjalni wskazują, iż z racji na przepisy prawa mimo chęci nie mogą im pomóc. Jednym z miast, gdzie problem ten w ostatnim czasie nasilił się najbardziej jest Tiel.
Policja, opieka społeczna i BOA w Tiel wyraźnie wskazują na dość duży wzrost osób bezdomnych w ich regionie. Wszystkie te służby alarmują, iż coraz więcej przyjezdnych nie ma tam stałego miejsca zamieszkania. O nowych przypadkach mówi lokalna społeczność, w tym Polacy mieszkający tam na stałe. W ostatnim czasie znacznie zwiększyła się w rejonie również liczba „mobilnych” bezdomnych, którym schronienie daje ich własny samochód.
Sytuacja się powtarza
Policja i pomoc społeczna w regionie mówi o powtarzającym się scenariuszy w przypadku wielu bezdomnych. Część jest pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Te używki w wielu przypadkach doprowadziły również do ich zwolnienia z firm, w których pracowali. Zwolnienie to równało się przeważnie z utratą dachu nad głową. Ten bowiem zapewniała agencja, która w momencie wypowiedzenia umowy z winy pracownika, nakazywała momentalne opuszczenie mieszkania robotniczego. Oprócz tego zwolnienie dyscyplinarne z adnotacją, iż pracownik przybył pijany lub pod wpływem środków odurzających do pracy, często również kończy się „wilczym biletem”. Wieści bowiem bardzo szybko się rozchodzą, przez co inne agencje nie decydują się na zatrudnienie tak kłopotliwego pracownika.
Powrót do ojczyzny
W takiej sytuacji służby miejskie w Tiel uważają, że migranci powinni pogodzić się z losem i wrócić do ojczyzny. Część jednak nie ma na to pieniędzy, część zaś łudzi się, iż sytuacja wkrótce się zmieni, los się do nich uśmiechnie, wystarczy tylko przetrwać, popadając zwykle przy tym coraz bardziej w uzależnienie i tracąc resztki pieniędzy, jeśli jakieś w ogóle jeszcze mieli. Swoje zrobił również kryzys koronowy, który nierzadko doprowadził do perturbacji z zatrudnieniem.
Poza prawem
Tym, co najbardziej boli instytucje pomocowe i co ich zdaniem wprowadziło w zdumienie miasto, są przepisy prawa. Samorządowcy, policja i BOA mówią obecnie o ogromnej liczbie bezdomnych. Nie jest to jednak wzrost z dnia na dzień. Ludzie ci pojawili się z racji na prawo w Holandii. Od 1 maja gminy nie mogą już pozwalać niezarejestrowanym migrantom zarobkowym na korzystanie z pomocy społecznej. Skończyła się zima, mrozy. Schroniska zostały więc dla nich zamknięte. W efekcie, jak wskazują poirytowani pracownicy punktów opieki, pomimo iż Polacy się do nich zgłaszają, pomimo iż pracownicy i wolontariusze chcą im pomóc, nie mogą tego zrobić. W efekcie naszym rodakom pozostaje tylko spanie gdzieś w parku lub na parkingu we własnym samochodzie.
Polacy jak zabawki
Sytuacji z niepokojem przyglądają się związki zawodowe. Zwracają one uwagę na dość niepokojącą tendencję, w której pracowników migrujących można porównać do zabawek. Pracodawca, tak jak rozwydrzone dziecko, chce ciągle nowych zabawek (pracowników), gdy ta zaś się popsuje lub coś mu się w niej nie spodoba, jest wyrzucana w kąt, sięga się po nową, a zapominają o starej. Jak zauważają związkowcy wielu przedsiębiorców myśli, iż po zwolnieniu migracji wracają do Polski czy innych krajów Europy, ale tak niestety nie jest.