Polacy proszą o pomoc

Jak bardzo tragiczna musiała być sytuacja Polaków, by w końcu powiedzieć dość i przeciwstawić się wyzyskowi, jaki miał miejsce podczas ich pracy w Holandii?

Migranci zarobkowi z naszego kraju, a także z Rumunii, Węgier, Bułgarii, a nawet Hiszpanii i Portugalii złożyli na ręce zastępcy burmistrza Zeewolde, petycję z setkami podpisów. Akcja ta prowadzona wraz ze związkiem zawodowym FNV ma na celu poprawę warunków mieszkaniowych i zapewnienie godnej pracy i płacy.

 

Długa lista nadużyć

Największym problemem, o którym informuje związek zawodowy i tysiące mieszkających w regionie pracowników, są kwestie związane z zakwaterowaniem. Dotyczy to między innymi lokali na Bosruiterweg, gdzie obecnie zamieszkują setki migrantów.

Problemem jest tutaj rola agencji zatrudnienia. Firma ta nie jest tylko i wyłącznie pracodawcą, ale także właścicielem znajdujących się tam nieruchomości. To zaś oznacza, że „pośrednik” ma pełną kontrolę nad zarobkami pracowników. Trzyma on bowiem piecze nie tylko nad cotygodniową wypłatą. Zarządza on również kosztami wynajmu domów, opłatami za media, a nawet kompleksowym pakietem grzywien za najrozmaitsze większe i mniejsze przewinienia.

Robotnicy tymczasowi byli tak zrozpaczeni, że udali się po pomoc do lokalnych władz. 

Lista problemów jest bardzo długa. Na pierwszym planie pracownicy wskazują brak prywatności. Często zdarzało się bowiem, że byli np. zmuszani do dzielenia własnej sypialni z dokooptowanymi nieznajomymi, czego wcześniej nie było w umowie. Domki były po prostu przepełnione. Innym problemem były koszty związane ze sprzątaniem, czy te dotyczące kar za podkręcenie termostatów.

 

Pan i władca

FNV wskazuje również na problem postawienia pracowników pod ścianą. Pośrednik zawierając umowę, proponuje darmowy transport, zakwaterowanie i prace. Gdy obcokrajowcy są już w Niderlandach, nie mają mówiąc kolokwialnie dokąd uciec. Nawet jeśli praca nie jest zgodna z tą, o której czytali w umowie, czy gdy okazuje się, iż z wynagrodzenia pobiera się opłaty za mieszkanie, ubezpieczenie, o których nie było mowy wcześniej, gastarbeiterzy i tak muszą się na wszystko godzić. W przeciwnym razie tracą pracę. Zwolnienie oznacza zaś często wypowiedzenie najmu w trybie natychmiastowym, co kończy się tym, iż przyjezdny z dnia na dzień traci dach nad głową. Co gorsza, czasem zdarza się nawet tak, że ludziom tym wstrzymuje się wypłatę za okres, który przepracowali, ponieważ wedle szczegółowych przepisów pokrywa ona koszty transportu do Holandii w momencie, gdy pracownik zrywa umowę. Wszystko to powoduje, że Polak, Portugalczyk czy Bułgar kończy na ulicy, często bez pieniędzy na powrót do kraju.

 

Związki zawodowe

Z racji tego, iż w Holandii gospodarka stale się rozwija. Rosną płace, a bezrobocie jest na bardzo niskim poziomie, związki zawodowe mają coraz mniej do roboty. To zaś skłania związkowców, by spojrzeć na kwestie związane z pracownikami tymczasowymi. Powstają więc strony w językach narodowych pracowników, a związkowi prawnicy i działacze coraz częściej udzielają pomocy obcokrajowcom. Podobnie jest właśnie w Zeewolde. Jak wspomina Wiceprezes FNV Kitty Jong, w komunikacie prasowym: „To, czego doświadczają pracownicy w parku jest niedopuszczalne, właściwie to nowoczesna forma niewolnictwa. Chcemy usłyszeć od burmistrza, co zrobi dla tych mieszkańców Zeewolde.”

 

Reakcja władz

Jak było do przewidzenia pierwsza reakcja władz to współczucie i obietnica zajęcia się tą sprawą. Co jednak wyniknie z tego w praktyce? Agencje zatrudnienia to często państwo w państwa, które balansuje na granicy prawa. Dlatego bardzo trudno jest im coś zarzucić i udowodnić. Tym bardziej, że wielu pracowników, choć pokrzywdzonych działaniem pośrednika, boi się zeznawać, by nie stracić pracy i dachu nad głową. Warto jednak mieć nadzieję. Burmistrz Gerrit Jan Gorter, już wielokrotnie wypowiadał się w mediach, iż pracownicy tymczasowi stanowią część społeczności tego położonego na polderach miasteczka. Teraz jest więc czas, by za tą społecznością się wstawić i działać.