Pół miliardowa nowelizacja budżetu
Odchodzący minister infrastruktury i gospodarki wodnej, Cora van Nieuwenhuizen, przekazał mediom w swoim kraju, iż nowy rząd musi znaleźć co roku pół miliarda euro na działania przeciw skutkom ekstremalnych warunków pogodowych. Wydaje się bowiem, iż to, co stało się w Limburgii sprawiło, że władze w końcu przejrzały na oczy i zrozumiały, że krainę tulipanów należy chronić przed coraz częstszymi klęskami suszy, powodzi czy huraganowych wiatrów.
Zapobiegać, a nie leczyć
Kwota 500 milionów euro rocznie może wydawać się tożsama z kwotą szkód, jaką podały władze Limburgii odnośnie strat, jakie spowodowała tamtejsza powódź. Pani polityk jednak nie chce, by budżet ten stał się skarbonką, w której władze będą trzymać pieniądze na zapas. Jej zdaniem zdecydowanie lepiej jest „zapobiegać niż leczyć”. W efekcie decydent wskazuje, iż ze środków tych należałoby poczynić szereg inwestycji mających chronić życie, zdrowie i majątek niderlandzkiej ludności.
Pomysły
Jednym z pomysłów wskazanych przez polityka jest, np. wzmocnienie wałów przeciwpowodziowych w wyższym biegu rzek. Same zaś koryta największych cieków należy pogłębić i poszerzyć. Oprócz tego poszczególne prowincje i zarząd wodny powinien popracować nad strumieniami, które w czasie ulewnych deszczy zamieniają się w rwące rzeki i doprowadzają do lokalnych podtopień. Ogromne zmiany należy także przeprowadzić w miastach i miasteczkach. Za wiele ostatnich wydarzeń odpowiadają opady. Deszczówka w zabetonowanych metropoliach szybko staje się problemem, ponieważ kanalizacja burzowa nie jest w stanie pomieścić takiego nadmiaru wody. Należałoby więc wprowadzić więcej terenów zielonych, zwykłej trawy i ziemi, które mogą wchłonąć wodę. To jednak nie wszystko. W miastach powinny powstać też zbiorniki retencyjne, które z jednej strony przyjmą nadmiar deszczówki, a z drugiej będą dostarczać w wodę w okresie uszy.
2035 rok
Zdaniem polityków do 2035 roku Holandia wyda 1,8 miliarda euro na utrzymanie obecnej sieci retencyjno-kanalizacyjnej. To jednak za mało, nie można bowiem zostawiać wałów i kanałów tak jak są i tylko naprawiać wyrwy. Wszystko to trzeba zmodyfikować. Klimat bowiem się zmienia i warunki atmosferyczne, skala intensywności opadów, suszy, burz czy wichur jest o wiele większa niż kilkanaście, kilkadziesiąt lat temu.
Małe koszty
Cora van Nieuwenhuizen wskazuje, iż suma, o której mówi, wydaje się ogromna - 500 milionów euro rocznie. Jeśli jednak pomyślimy jakie szkody może wywołać powódź, gdy wały zostaną przerwane na dużą skalę, okaże się, iż są to tylko „niewielkie wydatki”. By nie szukać daleko, wysoka woda w Valkenburg aan de Geul spowodowała zniszczenia wyceniane na prawie 400 milionów euro, a mówimy tu o małej miejscowości, zalanej ledwie kilka dni.
Do słów odchodzącej polityk dołącza się również burmistrz zalanego miasta. Samorządowiec wskazuje, iż w kwestii gospodarki wodnej państwa nadal zbyt mocno myślą o granicach, o swoim własnym terytorium. Zmiany klimatyczne nie znają bowiem linii na mapie, dlatego by im zapobiegać, trzeba działać ponadnarodowo. Aby uniknąć takich sytuacji w przyszłości Belgia, Holandia i Niemcy powinni stworzyć wspólny plan działania i modernizacji sieci wodnej. Wszystko po to, by wspólnie chronić swoich obywateli.