Po lockdownie cena piwa pójdzie w górę

piwo zdrożeje

Rządowe decyzje wskazują na to, iż puby i restauracje już niedługo otworzą swoje drzwi dla klientów. Po pół roku znów będzie można wybrać się ze znajomymi do baru. Początkowo będzie to tylko ogródek piwny, ale wielu i tak nie może się doczekać, by znów „na mieście” napić się złocistego napoju z pianką prosto z dystrybutora. Gdy zaś już jesteśmy w temacie piwa. Ekonomiści nie mają złudzeń. Cena tego alkoholu znacznie wzrośnie w najbliższym czasie.

We wtorkowy wieczór premier Mark Rutte i minister Hugo de Jonge ogłosili upragnioną liberalizację obostrzeń koronowych. Wśród przedstawionych planów był ten, na który czekało wielu mieszkańców Holandii. Od 28 kwietnia lokale gastronomiczne mogą przyjmować gości na zewnątrz, na swoich tarasach i ogródkach piwnych. Oczywiście działanie to będzie nadal objęte szeregiem obostrzeń koronowych, ale jest to na pewno dobry krok w stronę odmrożenia gospodarki (czy też dobry w stronę zakończenia epidemii, tu zdania są podzielone).

 

Pół roku

Liberalizacja ta oznacza, iż po raz pierwszy od października, czyli od pół roku, restauratorzy mogą przyjmować gości. 28 kwietnia rozpocznie się więc czas odrabiania strat, które zdaniem ekonomistów są wręcz gigantyczne. Praktycznie cały sektor był zamknięty. Działały jedynie punkty oferujące jedzenie na wynos, do których jak łatwo się domyśleć nie zaliczały się puby. W efekcie cały sektor spodziewa się w skali roku blisko 50% spadku dochodów, co oznacza straty na poziomie 6,5 miliarda euro. Niektórzy analitycy wskazują, iż zapaść była jeszcze większa. Jeśli weźmie się pod uwagę lokale, które nie mogły oferować dań na wynos, można mówić o spadku na poziomie nawet 75%.

Odrobienie strat

Biznes musi więc odrobić straty. Początkowo nie powinno to być takie trudne. Mieszkańcy Niderlandów są tak „wyposzczeni”, iż wolne miejsca w pubach będą znikać w ekspresowym tempie. Z czasem jednak sytuacja się unormuje. Do lokali znów zacznie przychodzić tyle ludzi co zwykle. To zaś oznaczać będzie normalny dochód (nawet pomniejszony o brak możliwości przyjmowania gości w środku, co wiąże się np. z uzależnieniem od pogody).  To zaś w przypadku, np. zaciągniętych długów przez lokale może nie wystarczyć na wyjście na prostą. Kolejną kwestią jest wzrost cen. Wiele usług i towarów w ciągu tych 6 miesięcy podrożało. W tym nawet samo piwo. Przykładowo 1 kwietnia cena Heinekena wzrosła o 2,7%. Cena marek spod szyldu AB InBev aż o 3,5%. Lokale muszą więc podnieść przynajmniej proporcjonalnie ceny, by nie dopłacać.

 

Doskonały moment

Właściciele muszą więc podnieść ceny. Tym bardziej, iż jak wskazują ekonomiści, nie ma na to lepszego momentu. Dzieje się tak z dwóch powodów. Pierwszym jest ogromny ruch. Jak już wspomnieliśmy, ludzie są tak stęsknieni za tego typu rozrywką, iż i tak przyjdą do pubu. Po drugie wielu Holendrów wie, przez co przechodzili restauratorzy i chce im pomóc. Oprócz więc napiwków ludzie są skłonni wydać więcej, licząc, iż dzięki temu może uda się uratować ich ulubiony bar. Zdaniem ekspertów nie należy się spodziewać nagłego dużego wzrostu, a raczej serii małych podwyżek. Wszystko po to, by mimo pozytywnego nastawienia klienci jednak się nie zrazili.

 

Napiwek koronowy

O ile więc zdrożeje kufel piwa lub innego napitku? Trudno obecnie powiedzieć. Wszystko bowiem zależy od poszczególnych właścicieli lokali. Niektórzy mogą wprowadzić np. „podatek COVID’owy”. Opłata taka w wysokości 2,5 euro od gościa była pobierana już w Niemczech w ubiegłym roku i z niej właściciele finansowali koszty przygotowania lokalu tak, by spełniał niezbędne wymagania. Teraz zaś mogłaby postawić na nogi niejeden biznes.