Po czym poznać, że jesteś niezastąpiony w pracy

Po czym poznać, że jesteś niezastąpiony w pracy

Czy w pracy istnieją ludzie niezastąpieni? Okazuje się, że tak. Doskonałym przykładem jest tutaj radiolog ze szpitala w Den Bosch. Człowiek ten mógł dosłownie zapomnieć o powrocie z oddziału do domu. Jego praca sprawia wśród pacjentów przerażenie mieszające się z niedowierzaniem. Dla władz placówki medycznej jest to jednak sytuacja akceptowalna, z racji na obecną rzeczywistość.


Z byciem niezastąpionym zwykle jest pewien problem. Pracownik staje się nim, gdy chce dostać urlop. Gdy jednak słysząc słowa o tym, iż firma zawali się bez niego, poprosi o podwyżkę, momentalnie dowie się od pracodawcy, iż ma się nie wymądrzać, bo są dziesiątki chętnych na jego miejsce i nie ma ludzi niezastąpionych. Ot taki paradoks. Problem jednak w tym, iż sytuację, do jakiej doszło w szpitalu w Den Bosch, nie można rozpatrywać w kategoriach pracowniczej humoreski, a poważnego problemu wskazującego na gigantyczną zapaść w niderlandzkiej służbie zdrowia i chroniczny brak personelu medycznego. Co więc tam się stało?

 

Jeden z radiologów w szpitalu w Den Bosch musiał przychodzić do pracy mimo zakażenia COVID-19. Tak nakazała mu dyrekcja, bo nie miał kto go zastąpić. 

 

Choroba

W ubiegłą środę pracujący w tamtejszej placówce opieki medycznej radiolog zachorował. Nie była to jednak grypa czy przeziębienie. Mężczyzna został poddany testowi na obecność COVID-19 i dał on wynik pozytywny. Na szczęście, z racji na wcześniejsze szczepienie, radiolog nie przechodził zakażenia zbyt poważnie. To jednak nie miało żadnego znaczenia. Poinformował on kierownictwo szpitala, iż według wytycznych RIVM musi się poddać 10-dniowej kwarantannie.

 

Braki kadrowe

Władze szpitala przyjęły informację o zakażeniu swojego pracownika. Stwierdziły jednak, iż nie może on udać się na zwolnienie chorobowe do domu. Mimo choroby zakaźnej, musi nadal pracować pozostając na swoim stanowisku. Wszystko z racji większego dobra. Bez niego zagrożona byłaby ciągłość opieki medycznej. Nie byłoby bowiem komu obsługiwać sprzętu, który stoi u podstaw wielu diagnoz i operacji w szpitalu. Radiolog może więc chorować, ale ma to robić na dyżurze w szpitalu.

 

Szok i niedowierzanie

Personel szpitala, jak i chorzy, którzy dowiedzieli się o całej sytuacji, są przerażeni decyzją dyrekcji. Wskazują, iż wielu z nich ma rodziny, krewnych, którzy są w grupie ryzyka lub sami są w złym stanie zdrowia i zakażenie koronawirusem mogłoby oznaczać dla nic poważne zagrożenie życia.
Dyrekcja wskazuje jednak, iż placówka ma taką, a nie inną politykę kadrową. Niektórzy, by szpital działał, są po prostu niezastąpieni. Zresztą zdaniem zarządu radiolog ma nikłe szanse, by przekazać patogen gdzieś dalej. Otrzymał bowiem nakaz zasłaniania ust i nosa oraz utrzymania 1,5-metrowego dystansu społecznego. Ponadto, z racji wykonywanych zadań, jego kontakt z ludźmi jest ograniczony do minimum.  Nie ma się więc czego obawiać – uspokaja dyrekcja. Pytanie jednak, czy po tej sytuacji pacjenci zaufają służbie zdrowia, skoro ta dobitnie pokazuje, iż sama „nie gra według zasad”, jakie wpaja innym.