Płacz niemowlaka ze śmietnika w Zoetermeer

Zagadkowa śmierć 80-letniej Polki w Utrechcie

W ciągu ostatnich kilku dni służby bezpieczeństwa w Zoetermeer i Rozenburg były trzykrotnie postawione na równe nogi. Wszystko dlatego, iż z podziemnych koszy na śmieci dobiegały odgłosy płaczącego dziecka. Przechodnie, słysząc te rozpaczliwe dźwięki, natychmiast ściągali na miejsce ratowników, przypominając sobie o wydarzeniach, w których to już kilkukrotnie rodzice wrzucali swoje nowo narodzone dzieci do takich miejsc.

W ciągu zaledwie 24 godzin, w trzech różnych miejscach, świadkowie informowali o płaczu i innych dziecięcych odgłosach dochodzących z kontenerów na śmieci. Pierwsze zgłoszenie pochodziło z Zoetermeer. W piątkowe popołudnie świadkowie informowali o płaczu z kosza w Sanne van Havelteplein. Nieco później, wieczorem służby interweniowały również z racji płaczu niemowlaka w Rozenburgu. W sobotni poranek podobny dźwięk dochodził zaś z kontenera na odpady na Van Stolberglaan znów w Zoetermeer.

 

Na ratunek dziecku

Do każdej z tych trzech lokacji natychmiast wysłano policję, pogotowie i straż pożarną. Służby za każdym razem dokładnie przegrzebały podziemne pojemniki na śmieci. Przeszukany został praktycznie każdy worek, wszystko po to, by tylko odnaleźć niemowlę. Liczyła się każda minuta. Nie było bowiem wiadomo, w jakim stanie jest dziecko. Nie było wiadomo, jak długo znajduje się w koszu, czy nie jest głodne, wyziębione, czy ranne.
Za każdym razem służby kończyły jednak akcję z tym samym słodko-gorzkim wynikiem. W kontenerze nie było płaczącego dziecka, co oznacza, iż nie sprawdził się najgorszy scenariusz. Nikt nie wyrzucił niemowlęcia na śmietnik. Zamiast jednak szkraba funkcjonariusze znajdowali głośniki, emitujące płacz lub inne ckliwe zawodzenie, co oznacza jednak, iż ktoś zakpił sobie ze służb ratowniczych, robiąc im bardzo głupi żart.

 

Czas i koszty

Służby wskazują, iż działanie żartownisia to nie tylko ogromne koszty tych niepotrzebnych akcji ratowniczych. To również czas, podczas którego wiele jednostek szuka głośników w śmieciach. W tym czasie policjanci, strażacy i medycy mogliby nieść pomoc w innych sprawach, gdzie ludzie faktycznie potrzebowali pomocy. W efekcie policja postawiła sobie za punkt honoru złapanie sprawcy tego całego zamieszania.

Zatrzymanie

Śledztwo to nie potrwało zbyt długo. Po skonfiskowaniu wydobytych ze śmieci głośników bluetooth służby rozpoczęły dochodzenie. Zakończyło się ono w sobotę wieczorem aresztowaniem 48-letniego mężczyzny z Zoetermeer. Jest on podejrzany o wprowadzenie w błąd służb bezpieczeństwa. Jakie jednak konkretnie zarzuty postawi mu prokuratura? Tego jeszcze nie wiadomo. Dochodzenie nie zostało bowiem jeszcze zamknięte.