Pasażerowie na gapę w polskim autobusie

Pasażerowie na gapę w polskim autobusie

W nocy z soboty na niedzielę autobus przewożący polskie dzieci będące na wycieczce w Manchesterze został skontrolowany przez holenderską żandarmerię w pobliżu Eersel. Wszystko z powodu podejrzenia, iż w pojeździe mogą znajdować się nielegalni uchodźcy. Przeszukanie autobusu potwierdziło te przypuszczenia. Czy nasz rodak siedzący za kierownicą poniósł jakieś konsekwencje, czy zatrzymano go za przemyt ludzi?

Dziwna sprawa

Sprawa polskiego autobusu była dość dziwna. Otóż to nie żandarmi złapali Polaka i prowadzony przez niego autobus, a on sam zgłosił się do nich, robiąc to w wyjątkowo nietypowy sposób.
Partol żandarmerii jechał autostradą A67. W pewnej odległości przed nimi jechał zaś autokar rejsowy na polskich tablicach rejestracyjnych. Pojazd ten, w pobliżu zjazdu do Hapert, nagle zjechał na pas awaryjny i zatrzymał się tam. Żandarmi, podejrzewając, iż mogło stać się coś złego, postanowili zjechać za nim, sprawdzić, co się stało i ewentualnie skarcić kierowcę, że w takim miejscu nie wolno stawać.

 

Kierowca

Gdy żandarmi się zatrzymali, zauważyli, iż w ich stronę szybko idzie mężczyzna. Było to dziwne. Oficerowie po krótkiej wymianie zdań wiedzieli jednak już wszystko. Okazało się, iż dosłownie „spadli kierowcy z nieba”. Polak prowadzący autobus miał bowiem bardzo złe przeczucia. Mężczyzna podejrzewał, iż w autocarze może mieć pasażerów na gapę. Słyszał bowiem hałasy z przestrzeni bagażowej. Obawiał się, iż, przewozi pod pokładem pasażerskim kogoś, kto nie powinien się tam znaleźć. Sam jednak z racji tego, iż nie wie, kto mógłby to być, nie chciał tego sprawdzać.

 

Calais

Polak podejrzewał, iż ktoś wślizgnął się do przestrzeni bagażowej, gdy autobus zatrzymał się w Calais, we Francji. Mieście, z którego co roku wielu nielegalnych uchodźców stara się dotrzeć na Wyspy Brytyjskie. Setki osób próbują tam dostać się pod pakę ciężarówek, czy właśnie w bagażnikach pojazdów, by niepostrzeżenie przebyć drogę na drugi brzeg kanału La Manche.

 

Za nimi

Po wysłuchaniu tej opowieści żandarmeria zdecydowała się pomóc kierowcy. Uznała też, że bezpieczniej będzie otworzyć luk bagażowy w innym miejscu, niż pas awaryjny. Ktoś, kto bowiem chciałby uciec, mógłby wbiec pod koła jadących autostradą pojazdów. Zapadła więc decyzja, iż autobus pojedzie za autem żandarmów do wyjazdu w kierunku Eersel, by tam bezpiecznie na parkingu dokonać kontroli.

Szmery

Gdy autokar zatrzymał się w nowym miejscu, żandarmi już podchodząc do autobusu, usłyszeli dziwne dźwięki dobiegające z bagażnika. Gdy otwarli drzwi przestrzeni ładunkowej, oczom stróżów prawa ukazały się trzy osoby starające się ukryć między walizkami. Jedna zobaczywszy osoby w mundurach, starała się uciec, ale szybko została schwytana. Ludzie ci nie mieli przy sobie dokumentów, ale wskazywali, że są nieletni i pochodzą z Sudanu, w którym toczy się wojna domowa. Uchodźcy ci znaleźli się w Holandii nielegalnie. Niemniej jednak, jak wskazują służby, mają duże szanse otrzymać azyl w krainie tulipanów. Nie można bowiem odesłać ich do kraju, gdzie toczy się wojna domowa i panuje głód.

 

Pech

Po tych przygodach polski autobus ruszył w dalszą drogę do ojczyzny. Kierowcy nie postawiono żadnych zarzutów. W końcu bowiem dzięki niemu udało się zatrzymać uchodźców. Można się zastanowić czy nielegalni migranci mieli szczęście, czy pecha. Z jednej strony fortuna im nie sprzyjała, bo wsiedli do autokaru, który wracał z Wielkiej Brytanii. Z drugiej dzięki kierowcy mogą liczyć na azyl w Niderlandach. Gdyby bowiem nie dobre ucho mężczyzny za kierownicą cała trójka mogłaby się znaleźć w Polsce, a tego raczej by nie chciała.

 

 

Źródło:  AD.nl