Paraliż na lotniskach
W środę i w czwartek lotnisko w Schiphol musiało stawić czoła tysiącom rozjuszonych pasażerów. Wszystko z powodu poważnej awarii logistycznej, do jakiej doszło w 24 lipca.
Środa
W środę na lotnisku w Schiphol po prostu zabrakło paliwa. Brak dostaw specjalnej, wysokogatunkowej mieszanki lotniczej spowodował, że w terminalu zapanował kompletny chaos. Wszystko dlatego, że poinformowane o niecodziennej sytuacji linie lotnicze postanowiły nakazać wielu swoim pilotom udanie się na lotniska zapasowe. Wszystko po to, by uniknąć uziemienia maszyn. W efekcie wiele lotów nie dotarło do swojego punktu docelowego. Inne lądowały zaś z dużym opóźnieniem, ponieważ w międzyczasie musiały tankować w innych portach. Podobnie sytuacja wyglądała również z wylotami. Większość maszyn po prostu pozostała na placach postojowych. Te zaś nieliczne, dla których jakimś cudem przewoźnikom udało się zdobyć paliwo, odlatywały z kilkugodzinnym opóźnieniem.
Biała gorączka
Taki stan rzeczy narażał na ogromne koszty przewoźników i samo lotnisko. Pasażerów doprowadzał zaś do „białej gorączki”. Szczęściarze mogli odlecieć jedynie z 4-5-godzinnym opóźnieniem. Inni zostali przetransferowani autobusami, wynajętymi przez linie lotnicze, na sąsiednie lotniska, z których mieli wystartować na wakacje czy do pracy. Większość jednak przybywając na lotnisko, dowiedziała się, że ich lot został odwołany. Nad tym rozjuszonym, wieloetnicznym tłumem starali się zapanować stewardzi i służby informacje, niestety nie obyło się bez wielu kąśliwych uwag i awantur. Sytuację zaogniał jeszcze fakt, iż wielu pasażerów zamiast wrócić do hoteli, postanowiło czekać na swój odwołany lot na lotnisku. To zaś powodowało ogromny tłok i stale pogarszające się uczucie dyskomfortu. Na szczęście w środę wieczorem i w nocy do portu lotniczego dotarły w końcu wyczekiwane zapasy paliwa.
Czwartek
Wydawać by się mogło, iż w czwartek, gdy lotnisko dysponuje już paliwem dla startujących maszyn, wszystko wróci do normy. To błędne myślenie spowodowało, iż znów na lotnisku zaroiło się od pasażerów z odwołanych lotów. Ludzie ci odchodzili jednak z lotniskowej informacji bez dobrych wieści. Rzecznik KLM informował wczoraj, że pomimo dostaw benzyny lotniczej, port nadal funkcjonuje w trybie kryzysowym. Zawieszonych jest znów blisko 100 lotów, a cały dostępny personel walczy o to, by zapewnić znów ponowne sprawne działanie lotniska. Problem rozwścieczonych pasażerów to jednak tylko część kłopotów. Wielu z nich oddało bowiem już swoje bagaże. To zaś spowodowało dosłowne „zatkanie” się strefy bagażowo-towarowej na lotnisku. W pewnym momencie walizki były bowiem już po prostu składowane wszędzie. Wszystko dlatego, że one podobnie jak pasażerowie, wciąż przybywały na lotnisko, ale nie mogły z niego się wydostać.
Piątek
Władze lotniska uważają, iż dziś wieczorem lotnisko będzie już funkcjonować w pełni sprawnie. Oprócz obsługi pasażerów podliczane są również straty. Od godziny 13:00 w środę, gdy zgłoszono brak paliwa z Schiphol, nie wyleciało w sumie prawie 300 samolotów, a dziesiątki innych wzbiły się w powietrze z wielogodzinnymi opóźnieniami. Lotnisko liczy się więc z ogromnymi stratami i wizją nawet wielomilionowych odszkodowań. Wszystko dlatego, że pasażerowie, których maszyny zostały uziemione, nie mogą domagać się od linii lotniczych wyrównania strat. Wszystko dlatego, że zaistniała sytuacja nie była spowodowana przez przewoźnika a przez służby lotniskowe. To zaś oznacza, iż rozgoryczeni np. utraconymi wakacjami podróżni, mogą na drodze cywilnej w sądzie, domagać się finansowego zadośćuczynienia.