Rząd podany do sądu, organizatorzy festiwali mają dość
Ta sytuacja nie powinna nikogo dziwić. Organizator wielu festiwali- ID&T zdecydował się iść do sądu, aby ten wszczął postępowanie doraźne przeciwko holenderskim władzom. Jak wskazuje, decyzje gabinetu Marka Rutte, odnośnie zakazu imprez masowych są nieproporcjonalne do zagrożenia. W efekcie już w poniedziałek do niderlandzkiego wymiaru sprawiedliwość ma trafić wniosek w tej sprawie.
Przypomnijmy. Od 26 czerwca w Holandii działały kluby, dyskoteki, pojawiła się również możliwość organizacji imprez masowych, w tym festiwali. Sytuacja w kraju zaczęła więc przypominać tą sprzed pandemii. Wielu liczyło na to, iż tegoroczne lato okaże się „normalne”. Niestety IV krok liberalizacji przyniósł nagły, ostry wzrost zakażeń. W ciągu tygodnia dzienna liczba nowych, pozytywnych testów na COVID-19 wzrosła z 700 do ponad 5000. W efekcie rząd, aby uniknąć kolejnej fali epidemii, zdecydował się działać. Jedną z nowych sankcji wprowadzonych od soboty 10 lipca jest zakaz festiwali, na których goście nie mają stałych miejsc (czyli praktycznie wszystkich festiwali muzycznych, które nie odbywają się w salach koncertowych, gdzie każdy widz ma własny fotel).
Sprzeciw
Decyzja ta doprowadziła do białej gorączki wielu organizatorów letnich festiwali w Holandii. Spora część z nich jest bowiem już na ostatniej prostej przygotowań i ich twórcy ponieśli w tym względzie ogromne koszty, dostosowując imprezy do wytycznych epidemiologicznych. „Naszą sprawą jest, aby dobrze i bezpiecznie organizować wydarzenia i wiemy, że nasza publiczność jest zdyscyplinowana. Jesteśmy tymi dobrymi (rząd to ci źli- redakcja), którzy cierpią z powodu zła i wydaje się, że rząd woli wakacje niż festiwale” – mówi dziennikarzom Nu.nl Ritty van Straalen, dyrektor generalny ID&T.
Proces
ID&T, który w Niderlandach organizuje takie wydarzenia muzyczne jak, np. Defqon.1 Weekend Festival, Mysteryland, Awakenings, Sensation, Thunderdome, Welcome to the Future, Amsterdam Open Air i Milkshake, chce, by wymiar sprawiedliwości w postępowaniu uproszczonym, odpowiedział na jedno pytanie. Czy można zezwolić na przeprowadzenie festiwalu w tak zwanych warunkach Fieldlab, czy też rząd weźmie na siebie całą odpowiedzialność za nowe obostrzenia. Mówiąc inaczej, czy pokryje wszystkie poniesione przez organizatorów koszty z funduszu gwarancyjnego.
Rząd z nas kpi
Zdaniem organizatorów imprez masowych rząd piątkową decyzją po prostu sobie z nich zakpił. Już na konferencji 18 czerwca zdecydował o uruchomieniu festiwalowej maszyny. Później, pomimo wzrostu zakażeń nie robił nic, aż do teraz gdy postanowił użyć swoistej bomby atomowej dla branży. Z dnia na dzień, prawie całkowicie ją zamrażając w szczycie sezonu. Dla wielu wygląda to tak, jakby politycy pojechali sobie na wakacje. Nie interesowali się całą sytuacją, aż nagle obudzili się, mówiąc brutalnie, z „ręką w nocniku”.
W niepewności
Sąd, który powinien zająć się wnioskiem już w nadchodzącym tygodniu, musi odpowiedzieć nie tylko na pytanie dotyczące imprez, które planowo miały się odbyć przed 13 sierpnia. Pytanie dotyczy również sytuacji i wydarzeń mających mieć miejsce po tej dacie. Festiwali nie da się bowiem przygotować z dnia na dzień, a organizatorzy boją się ponosić koszty, nie wiedząc, czy trzynastego rząd nie przedłuży sankcji na kolejne tygodnie. Tym bardziej, iż gabinet przeczy niejako sam sobie. To bowiem rządzący optowali za Fieldlab, czyli całą mechaniką bezpiecznego przygotowywania imprez masowych, która niewątpliwie się sprawdziła. W testowych wydarzeniach wzięło bowiem udział blisko 130 000 gości. Po wydarzeniach odnotowano tylko około 100 zakażeń COVID-19. Teraz jednak te wytyczne, które wprowadzili organizatorzy i które kosztowały ich wiele tysięcy euro przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.